„OKOLICA” nr 5 (61)2005 z 10.05.2005 Andrzej Zygmunt Rola – Stężycki
Wiatr świszcząc niemiłosiernie, przygniatał prawie do ziemi ogołocone z liści drzewa, które jęcząc pod jego naporem, opierały się krzepko zanurzając rozcapierzone konary w przeogromnych zaspach śniegu. Te gnane wiatrem przemieszczały się z miejsca na miejsce, stale zmieniając kształty i koloryt, raz to rozbłyszczając bielą aby za chwilę zachmurzyć się szarością.
W pohukiwaniach wiatru słychać było jakiś przerażający smutek, żal jakiś i beznadzieję. Wichura w przypływach energii co chwila wyrywała w górę snop śniegu rzucając nim bezceremonialnie w różne świata strony.
Było mroźne przedpołudnie 24 lutego 1942 roku. Na horyzoncie widniała w szarości smuga ciemniejącego lasu, który przypruszony siwizną szadzi, wprowadzał jedyne ożywienie tego smutnego krajobrazu. Ów smutek przerywało głośne trzeszczenie wbijanych w śnieg końskich kopyt i szelest sunących płóz.
Zza zakrętu wyłaniać się począł przedziwny orszak okutanych w kożuchy i chusty ludzi, poprzedzany wychudzoną szkapiną ciągnącą sanie, załadowane skromną, sosnową trumną. Siarczysty mróz hamował oddechy idących, ci zaś pochylając się parli pod wiatr nie bacząc na jego złośliwość. Ten hulał do woli naigrawając się jakby z żałobników, którzy ośmielili się zakłócić jego królestwo i przedsięwzięcia.
Kondukt prowadził pochylony żałobnik z krzyżem, okutany w baranicę i wpatrzony w stopy jakby w obawie, że pobłądzić mógłby w tej zadymce. Za nim również pochylony, sunął ksiądz w birecie. Jego czarna rewerenda rozdęta podmuchami huraganu, hamowała jakby napór wiatru na otoczoną obłokiem pary szkapinę i trumienne sanie, za którymi człapało kilkanaście osób. Smutny ten orszak zdążał ku widniejącej opodal kępie drzew, wśród których wyrastały drewniane krzyże parafialnego cmentarza w Olszance .
Kondukt zanurzył się w czeluści alei poprzedzonej rozwartą drewnianą bramą, której jedynie szczątki przypominały, iż taką właśnie niegdyś funkcje pełniła.
Głucho stęknęło trumienne wieko pod uderzeniami spadających zamarznietych grudek ziemi, skromnie posypywanych przez najżyczliwszych grzebionemu. Ku niebu wzniosły się cichym zawodzeniem śpiewane słowa żałobnej pieśni – „Witaj Królowo, Matko Miłosierdzia…”
Po chwili nad grobem pozostały jedynie dwie osoby. Byli to Bronisław Kopczyński i pani Zonia, oddana towarzyszka i służebnica zmarłego. Dwoje najwierniejszych przyjaciół jednego z najosobliwszych ludzi grójecczyzny, choć nie tylko… – Czesława Tańskiego. To nad nim przed chwilą zamknęły się na wieki owe wrota ziemi…
Czesław Alexy Tański, jedna z najbarwniejszych postaci polskiej cyganerii przełomu wieku. Jeden z najzdolniejszych ludzi epoki. Największy birbant i największe serce. Artysta i inżynier. Prekursor polskiego lotnictwa, pionier awiacji o którym dziś świat jakby zapomniał.
Urodził się w dniu 17 lipca 1862 roku w podgrójeckiej wsi Pieczyska, niegdyś zwanych Pieczyska Wielkie, majątku stanowiącym wówczas własność jego rodziców Adama i Celiny Żołdowicz. Rodzina wywodziła się z drobnej szlachty mazowieckiej przynależnej do herbu Nałęcz .
Niestety, majątek nazwany był tak jedynie dzięki tradycji rodzinnej, bowiem po jego wielkości najmniejszy nawet ślad nie pozostał. Skonfiskowano go bowiem za udział właścicieli w Powstaniu Styczniowym 1863 roku. Czesław wyrastał tam więc, nie będąc nawet świadomym swego ubóstwa, co potem powodowało, że nie przystawał niekiedy do warunków w jakich mu żyć przyszło .
Talent i zainteresowanie sztuką odziedziczył prawdopodobnie po matce, uczennicy słynnego malarza Aleksandra Lessera. Naukę podjął w Warszawie, początkowo w gimnazjum a następnie Szkole Rysunków prowadzonej przez Wojciecha Gersona i Aleksandra Kamińskiego. W roku 1883 otrzymał stypendium imienia Korwin – Szymanowskiego i podjął naukę w monachijskiej Akademii Sztuk Pięknych. Pilnie studiując malarstwo, zapoznał się z lotnictwem. To spowodowało jakby dualizm jego zainteresowań. Z natury niespokojny, raptowny i niezwykle śmiały, oddawał się obydwu pasjom z wielkim ponoć powodzeniem.
Z Monachium przeniósł się do Moskwy, gdzie też został członkiem Moskiewskiego Towarzystwa Malarzy, biorąc czynny udział w jego przedsięwzięciach.
W roku 1901 przebywa już w Paryżu studiując w Academie Julian, następnie zaś przybywa do Warszawy, gdzie praktycznie zamieszkał na stałe z jednym wszakże wyjątkiem.
Większość czasu który poświęcał na swoje prace artystyczno – badawcze, spędzał w Olszance, małej wiosce położonej na skraju Puszczy Mariańskiej koło Mszczonowa, gdzie zakupił sobie letnią rezydencję, nazywając ją z przekąsem Pieczyska Małe .
Trudno powiedzieć co spowodowało jego zainteresowanie lotnictwem i techniką. Od dzieciństwa stale obcując ze sztuką a malarstwem w szczególności, wychowany był w kulcie piękna i szacunku dla ludzi owo piękno tworzących. Wyrabiało to w nim poczucie estetyki, rzutowało na wrażliwość i powodowało, że życie jego stawało się bardziej niezależne, bardziej poetyckie, stąd właśnie jego wybujała fantazja i beztroska, stale mu towarzyszące. Był przez to niezwykle mało stabilnym, ale i rozbrajająco przyjacielskim. Z lekkością poety potrafił przeskakiwać z tematu na temat, z zainteresowania na zainteresowanie, z pomysłu na pomysł. Gotów był realizować najbardziej niedorzeczne i fantastyczne pomysły i… próbował tego!
Był człowiekiem wszechstronnie utalentowanym. Malował wszystko; pejzaże, portrety, kompozycje, akty i sceny batalistyczne.
Urzekła go również raczkująca wówczas technizacja życia, poczynająca wyciskać swoje piętno na co wrażliwszych umysłach epoki. Dla fantasty jakim był Tański, niczym było przestawić się ze świata jego artystycznych realiów na świat zależności fizycznych. Z przedziwną lekkością wyczarowywał z palety barw niezwykle interesujące ilustracje świata, widziane tylko przez niego, jak też równie znakomicie rozwiązywał niezwykle trudne zagadnienia techniczne wymagające znajomości technologii, inżynierii, praw fizyki i… łutu szczęścia. Stąd jego odwaga i powodzenie w przedsięwzięciach. Możliwe, że jakaś doza nieświadomości i niefrasobliwości podnosiła jego odwagę. Kto wie jednak, czy porywałby się na owe zadania będąc bardziej rozważnym? Toż właśnie dzięki owym fantazjom Tańskiego, możemy dziś o nim pogawędzić
Jako artysta nie był świadomym trudów techniki i procesów technologicznych z jakimi przyszło mu się borykać. On jednak bardzo chciał i… próbował urzeczywistnić swoje marzenia. Te mimo wszystko były udziałem wielu ludzi i również wielu przed nim. Był jednak grójeckim Leonardem da Vinci i Dedalem awiacji. Myślę, że owa fascynacja techniką była wówczas nieobcą wszystkim ludziom świadomym postępu cywilizacyjnego i możliwościami jakie postęp ten ze sobą niósł. O niebezpieczeństwach nikt wówczas nie myślał. Awiacja była wówczas dziedziną najtrudniejszą, niechętnie podejmowaną przez najtęższe wówczas umysły epoki. Trzeba było na to niemałej odwagi.
Mimo owych trudności co jakiś czas ponawiane były próby budowania statków powietrznych zdolnych do lotu. Były to próby nieudane. Jednak z determinacją jakąś wracano to tego tematu, bowiem oderwanie się od ziemi dla wielu oznaczało zerwanie z dotychczasowością, miernotą, niewolą i uzależnieniem. Była to pieśń wolności, marzenie o równości i wzniesienie się ponad wszelkie dotychczasowe konwenanse, nieosiągalne nawet dla najmożniejszych, zawarowane jak dotąd jedynie w wierzeniach i mitach.
Dla Polaka jakim Tański był niewątpliwie, podjęcie takiego wyzwania było prawie że obowiązkiem. Być może obowiązek ten traktował z sobie tylko właściwą przekorą i niefrasobliwością – był przecież artystą – ale pasja z jaką do tego podszedł, uczyniła z niego zwycięzcę. Był bowiem człowiekiem wszechstronnie utalentowanym i … talentu tego świadomym! Porywał się więc za bary ze swoim geniuszem, zmuszając go do heroicznej wręcz pracy. Pracy ponad wyobraźnię przeciętnych i…żył pełnią życia.
Około 1893 roku Tański zamieszkał na czas jakiś w Wygodzie pod Janowem Podlaskim (dawniej Siedleckim) gdzie portretował konie w pobliskiej stadninie. Tam też obserwując lot ptaków i owadów, jak sam to przyznał, czynił pierwsze PRÓBY konstrukcji i latania.
Budował wprzód latające modele i przyznać trzeba, że modele te i ich rozwiązania konstrukcyjne, świadczyły o niezwykłej intuicji technicznej Tańskiego. Wiele z tych rozwiązań znacznie wyprzedzało ówczesną myśl techniczną i znalazło zastosowanie dopiero po wielu latach. Wszystkie owe pomysły które Tański zrealizował, były wynikiem niezwykłej pracy, ogromnego wysiłku, nieprzeciętnego uporu autora i żelaznej wręcz konsekwencji. Biorąc pod uwagę to, że nie dysponował żadnym specjalistycznym warsztatem, przyrządami ani też narzędziami, przyznać trzeba, że wykonane przez niego konstrukcje były nad wyraz precyzyjne.
Pierwszym modelem lotniczym godnym prezentacji była konstrukcja jednopłatu napędzanego urządzeniem wyzwalającym ciąg, przez skręcanie gumowych sznurków. Aparat posiadał skrzydła o rozpiętości 90 cm i kadłub długości 80 cm. Całość zaś wykonana została z wikliny, korka, listew sosnowych i papieru. I TO l a t a ł o !
W 1896 roku Tański zrealizował swoje największe marzenie. Wzniósł się w powietrze na szybowcu własnej konstrukcji o masie 18 kg i powierzchni nośnej ponad 7m2, który nazwał „Lotnia”. Sam lot może nie trwał długo. Raczej lot – skok o długości 30 – 40 m. Startował najpierw pod wiatr z rusztowania o wysokości kilku metrów a następnie z terenu płaskiego, biegnąc z szybowcem pod wiatr. Był to pierwszy w świecie lot wykonany z płaskiego terenu. Ustanowił więc swój drugi rekord, bowiem za pierwszy uznać by należało wykonanie wspomnianego już latającego modelu, który był pierwszym w Polsce!
Dwa lata później Tański przeniósł się do Warszawy. Powód był prosty, nie miał pieniędzy. Z zapałem wielkim poświęcił się malarstwu, które przynosiło mu skromny profit, ale nie zarzucił myśli o lotnictwie. Wraz z kolegami, tj. Władysławem Kocent – Zielińskim i Juliuszem Łukawskim założyli „Kółko Awiatyczne”, do którego później dołączyli m.in. znany pisarz Władysław Umiński i Konrad Prószyński.
Głodny wiedzy podjął studia malarskie w Paryżu, o czym już wspomniałem, ale brak środków zmusza go do powrotu. Ponownie przybywa do stolicy (Warszawa wówczas stolicą nie była, ale nie dla Tańskiego) i już w 1905 roku zbudował model śmigłowca z dwoma przeciwbieżnymi wirnikami. Było to niezwykłe wydarzenie. Samolot wówczas był prawie utopią a cóż dopiero śmigłowiec! W roku 1907 prototyp był już gotowy. a napędzany był…ręczną korbą! Niestety model ten nie wzniósł się w powietrze, ale… zasiał$ziarno.
Nie zaprzepaszczając malarstwa, które poniekąd traktował jako źródło utrzymania, Tański przygotowywał się do wystawy, skrzętnie zbierając i poprawiając swoje latające konstrukcje.
W roku 1907 na Wystawie Technicznej w sali Muzeum Przemysłu i Rolnictwa, wśród innych wystawców i eksponatów publicznie zademonstrował publiczności swój dorobek, po raz pierwszy wystawiając swoje lotnicze konstrukcje, zresztą pierwsze w Polsce.
Było to wielkie wydarzenie kulturalne ówczesnej Warszawy, w którym udział wzięli nie tylko jej mieszkańcy.
Dwa lata później Tański otworzył kolejną wystawę awiatyczną w sali Stowarzyszenia Techników w Warszawie. Był jedynym wystawcą i była to pierwsza wystawa w Polsce o tej tematyce. Same rekordy!
W roku 1910 Tański był bardzo zaangażowany w budowę jednopłatowca i był tym przedsięwzięciem niezwykle pochłonięty. Nazwał go „Łątka” . Konstrukcja ta charakteryzowała się zmiennym kątem nastawienia skrzydeł. Było to wówczas pionierskie rozwiązanie, które doczekało się zastosowania w wiele lat później. Poczynione w roku 1912 przez konstruktora i pilota, którym był wówczas Stanisław Sypniewski próby lotu, nie powiodły się, bowiem samolot z powodu niewielkich wad nie wzbił się w powietrze.
Tański załamał się po raz pierwszy. Odrzucił prace nad lotnictwem i oddał się malarstwu. Zresztą przyznać trzeba, że czas ówczesny nie sprzyjał poniekąd takim badaniom. I Wojna Światowa i czas po niej następujący był niezwykle trudnym. Brak było mecenasów mogących wspomóc finansowo dalsze prace nad konstrukcjami. Kraj dźwigał się ze zniszczeń a w przypadku Tańskiego, jedynie malarstwo pozwalało mu jeszcze na zdobycie środków na utrzymanie.
Powrócił do tematu około 1925 roku, zajmując się zagadnieniem lotu pionowego. W 1927 roku zbudował cztery modele śmigłowców, co spotkało się z zainteresowaniem ze strony Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, która chciała nawet finansować budowę jednego z aparatów. Niestety, sprawa ta nie doczekała się realizacji.
W roku 1934 Komisja naukowa Instytutu Technicznego Lotnictwa orzekła, że prace Tańskiego mają dla Polski cenną wartość historyczną, są udanymi i pierwszymi na świecie konstrukcjami lotnictwa światowego.
Spowodowało to zakupienie eksponatów od Tańskiego, przez wspomnianą już Ligę Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej z przeznaczeniem do wystawiennictwa w mającym powstać Muzeum Lotnictwa w Warszawie.
W lecie 1938 roku zbiory te zostały wystawione na Ogólnopolskiej Wystawie Lotniczej we Lwowie, gdzie wyeksponowano je w Sali Honorowej. Znalazły się tam m.in. aparaty latające, szybowce, śmigłowiec, śmigła oraz dokumenty, szkice i fotografie.
Eksponaty te po zakończeniu wystawy, powróciły do Warszawy, jednak dość rychło uległy zniszczeniu w czasie wojny obronnej w 1939 roku. Była to wielka i niepowetowana strata. Do dziś nie udało się odnaleźć, choćby jednego okazu. Strata jest tym większa, że Tański nigdy już nie podjął tego zagadnienia. Czas w jaki przyszło mu żyć i tworzyć nie był korzystnym z technicznego punktu widzenia. Brak pieniędzy dopełnił reszty.
Przedstawiony powyżej szkic postaci jest jednak niepełny. Zawiera jedynie suche daty i fakty. Ten rodzaj kompozycji przyjęty został jednak świadomie po to, aby można było skonfrontować powyższe z Tańskim jakże innym, bardziej ludzkim, bliższym.
Nakreślona wyżej biografia jest jakże niepełną, dotyczy bowiem jedynie dokonań z zakresu lotnictwa i na tym tle, na tle geniuszu technicznego, należy przedstawić Tańskiego jako człowieka, artystę o niezwykle lotnym umyśle, fantastę. Porównanie to pozwoli dopiero określić sylwetkę tego niebanalnego a zapomnianego człowieka grójecczyzny. Nikt bowiem nie wykreśli z jego życiorysu podgrójeckich Pieczysk, których mieszkańcy nie są nawet świadomi związków wsi z największym awiatorem w dziejach Polski.
„Czesław Tański był jednym a najmilszych i najbardziej charakterystycznym przedstawicielem ginącej cyganerii” – tak określił go jego największy przyjaciel Bronisław Kopczyński. Charakteryzując tę postać należy wziąć pod uwagę rozbieżności zachodzące między Tańskim „człowiekiem” i Tańskim „artystą”.
Otóż ten pierwszy był całkowicie uzależniony od tego drugiego. Tański bowiem nawet w najbardziej trudnych życiowych sprawach kierował się swoją nieobliczalną, bujną fantazją artystyczną. Jego życie to splot wszelkich nierealności, jakieś mozaiki majaków. Ten wiecznie młody, pełen fantazji i niefrasobliwy człowiek, wszędzie wprowadzał zachwyt i podziw. Był stale dzieckiem pełnym uroku, któremu wybaczano nawet najbardziej nieobliczalne posunięcia.
Do późnych lat życia zachował dzieciństwo, zarówno z racji swojego zachowania, jak i tego, iż mimo osiemdziesięciu lat nie miał ani jednego siwego włosa! Jakby tego było mało dodać należy, że jego ulubionymi zajęciami było czepianie się samochodów aby się… przewieźć i ślizganie się z chłopakami na zamarzniętych kałużach ulicznych do późnych godzin nocnych. Nawet wiek jakiego dobiegał nie przyniósł otrzeźwienia i Czesław pozostawał chłopcem, którego osobisty wdzięk nierzadko ratował go od poważnych niekiedy konsekwencji.
On mimo to pasował do wszystkich i do wszystkiego. Nikogo nie raził. Cieszył się żelaznym zdrowiem i rzadko chorował a i w tych przypadkach leczył się sam, bowiem nie uznawał lekarzy.
Jego niefrasobliwość podkreślał brak jakiegokolwiek szacunku do i dla wszelkich form organizacji życia społecznego. Wezwania podatkowe których unikał jak ognia, kiedy już przyjął, wbijał z zaciekłością na przeogromny gwóźdź wystający ze ściany, dodając przy tym: „…wiś, kanalio!”, po czym zasłaniał karteluszek przeogromnym kapeluszem, by zakryć ten przykry dla niego widok.
Pytany, czy zdaje sobie sprawę z konsekwencji takiej decyzji, odpowiadał: „…wieszam ja, może i kiedyś mnie powieszą. Tymczasem jest to jedyne wyjście…”
Wymieniony wyżej przyjaciel Tańskiego, tak wspomina inną historię związana z bohaterem; „…chodziła o nim taka gadka, której zresztą nie zaprzeczał, choć o niej wiedział. Biorąc wszystko lekko, potraktował tak samo małżeństwo. Ożenił się. Kiedy przyszło na świat dziecko i kłopoty z nim związane „rozmyślił się”. Wsadził z fantazją kapelusz na bakier i wędrował tam, dokąd nie dochodziły echa rodzinnych kwileń. Mijały lata…Czesio fruwał jak motyl na swobodzie… W dwadzieścia lat później losy zagnały go na jakiś zjazd konstruktorów samolotowych do Paryża. Zebranie było dość liczne. Między innymi zauważył jakiegoś młodego inżyniera, którego nazwisko zabrzmiało w uszach Czesia dość dziwnie; „Tański”. Był to jego syn Tadeusz. Od chwili tego przypadkowego spotkania, już się nie rozstawali. Z podziwem obserwowaliśmy miłość, jaka wiązała tych dwóch ludzi”.
Poza Kopczyńskim, do grona najbliższych Tańskiemu zaliczała się jego gospodyni, która urzeczona jego osobistym urokiem, stała się jego powiernicą, sługą i towarzyszką na wiele lat. To dzięki niej, pani Zoni, Tański żył w atmosferze spokoju, zgodnie ze swoimi fantazjami. Nikogo nie dziwiło urzeczenie młodej przecież kobiety osiemdziesięcioletnim starcem. Nawet gdyby Czesław zakomunikował, że porzuca rodzinę i żeni się z nastolatką, przyjęto by to ze zrozumieniem. Tański oswajając wszystkich i dostrajając do siebie przez lata spowodował to, że w jego przypadku wszyscy by uwierzyli, iż niemożliwe możliwym się stać może.
Syn Tańskiego Tadeusz, bardzo przylgnął do ojca. Urodzony w dniu 11 marca 1892 roku w Warszawie, tam też ukończył Szkołę Handlową. po czym podjął studia we Francji, gdzie ukończył paryską Ecole Superieure d Electricite, na Wydziale Motoryzacji i Lotnictwa. Został tam asystentem. Potem pracował jako samodzielny konstruktor w zakładach samochodowych Renault. Projektował silniki spalinowe, samochody, ciągniki i sprężarki. Opatentował wiele wynalazków. W roku 1916 skonstruował największy wówczas na świecie 12 cylindrowy silnik o mocy 520 KM, zaś w 1917 najlepszy również na świecie dwusuwowy silnik do napędu prądnic radiostacji samolotowych oraz wirujący silnik gwiaździsty do napędu lekkich samolotów.
Tadeusz Tański to była tęga głowa. W roku 1919 powrócił do odrodzonej Polski i tam nie rozstając się z ojcem, podjął pracę w przemyśle samochodowym. Skonstruował lekki i zwrotny samochód pancerny mogący poruszać się w terenie, uzbrojony w ciężki karabin maszynowy osadzony w obrotowej wieży. Pojazdy te, wyprodukowane w ilości 20 sztuk uczestniczyły w wojnie polsko – rosyjskiej w 1920 roku.
W 1921 roku Tadeusz Tański został członkiem Stowarzyszenia Polskich Mechaników w Ameryce, w ramach którego opracował projekt nowoczesnego ciągnika rolniczego i samochodu ciężarowego.
W 1922 roku Centralne Warsztaty Samochodowe w Warszawie zaproponowały Tadeuszowi zaprojektowanie pierwszego polskiego samochodu osobowego, który mógłby być dostosowany do polskich warunków drogowych i celów wojskowych. Ciekawostką jest to, że projektantem nadwozia do tego samochodu (CWS T-1) był inż. Panczakiewicz, późniejszy konstruktor nadwozia do niezapomnianej, powojennej „Syreny”.
Była to konstrukcja udana a w niektórych rozwiązaniach, takich jak resory tylne, ogumienie, itp. wyprzedzająca znacznie ówczesne konstrukcje światowe. Poza tym samochód był tak skonstruowany, że można go było rozebrać na części i złożyć przy użyciu jednego klucza płaskiego! Pojazd ten był już gotowy w 1926 roku. Wyprodukowano ponad 800 tych pojazdów wyposażonych w różne modyfikowane przez Tańskiego silniki.
Dalszą działalność konstruktorską podjął Tański w Państwowych Zakładach Inżynierii, gdzie zaprojektował uniwersalny samochód na bazie Fiata 618. Był również twórcą 4-cylindrowego, dwusuwowego silnika wysokoprężnego o interesującym układzie tłoków w kształcie litery H, tak jak w udanych poprzednio konstrukcjach lotniczych. Był także autorem 7-cylindrowego silnika lotniczego o układzie gwiaździstym oraz wielu innych konstrukcji, m.in. samoblokujących mechanizmów różnicowych do samochodów terenowych, ciągników artyleryjskich, autobusów i wagonów silnikowych, oraz automatu do wykonywania seryjnych powiększeń fotograficznych, dowolnych formatów.
Po wybuchu II Wojny Światowej Tadeusz Tański został wraz z firmą ewakuowany, ale już w październiku 1939 roku powrócił do Warszawy. Był to krok wielce nierozważny, bowiem jako jeden z największych światowych konstruktorów technicznych, znajdował się na hitlerowskiej liście inteligentów przeznaczonych do likwidacji.
Po ojcu dziedziczył (w jakimś sensie) pewną niefrasobliwość co wkrótce – bo już 3 lipca 1940 roku – spowodowało jego aresztowanie przez Niemców i osadzenie w obozie zagłady w Oświęcimiu, gdzie też 26 marca 1941 roku został zamordowany.
Była to niepowetowana strata dla nie tylko polskiej nauki.
Fakt ten spowodował załamanie się Czesława, który od tej pory z dnia na dzień podupadał na zdrowiu i gasł w oczach. Pokładał w synu nadzieję, że ten przejmie i rozwinie jego myśl techniczną a on sam zakończy życie w spokoju, przy nim.
Nadzieje okazały się płonne. Czesław Tański w samotności przeżywał śmierć Tadeusza i jakby godząc się na taki stan rzeczy, zobojętniał na wszystko. Ostatkiem sił pisywał listy do przyjaciela, w których zamieszczał niekiedy rysunki i szkice konstrukcji oraz ilustracje treści listu. Ostatni list do niego napisał w dniu 29 października 1941 roku…
Gwoli prawdy dodać należy, że Tański mimo owej przysłowiowej już niefrasobliwości i braku odpowiedzialności, był filantropem. Wiele ze swoich prac przekazał warszawskiej „Zachęcie”. Kolekcjonował dzieła innych, m.in. obrazy, pamiętniki i dokumenty, które w swoich ostatnich listach do Bronisława Kopczyńskiego, polecił przekazać na własność narodowi. Pisał monografie ludzi sobie współczesnych, m.in. swojego krajana i również malarza Stanisława Masłowskiego .
Mimo swojej niezależności, życie Tańskiego pełne było pracy. Nie stronił także od innych, biorąc czynny udział w pracach wielu poważnych związków artystycznych, m.in. w „Pro Arte”. Do jego przyjaciół należeli: Wojciech Kossak, Piotr Krasnodębski, Zdzisław Jasiński, Alfred Terlecki, Tadeusz Noskowski, Stanisław Reymont i wielu, wielu innych.
Tański wystawiał swoje prace na wielu wystawach wspólnie z innymi, był bowiem wówczas uznawany na równi z Chełmońskim, Masłowskim, Wyczółkowskim czy Fałatem. Aż dziw, że jest on dziś praktycznie nieznanym
Wśród tej plejady gwiazd ówczesnej cyganerii artystycznej Czesław Tański zajmował poczesne miejsce. Wszędzie bywał mile widziany a jego pokazy awiacyjne i demonstracje modeli latających, ściągały na okoliczne łąki i rżyska gromady ludzi i to wcale poważnych. Wśród nich właśnie Czesław wiódł prym i o dziwo, wszyscy byli nim urzeczeni. Pomimo swoich wad był człowiekiem bardzo ujmującym i inteligentnym, zaś jego niefrasobliwość mogła być wypadkową jakiejś maniery, przekształconej potem w stałą charakterologiczną, z którą było mu po prostu wygodnie. Zresztą wielu mu podobnych, innymi nie było. Tański więc niewiele odstawał od swojego artystycznego środowiska i to właśnie powodowało, iż tolerowano i on ich tolerował. Był dzieckiem epoki i środowiska. Artysta całą gębą…
Czesław Tański jest dziś jednym z najbardziej zapomnianych synów grójecczyzny. Nie dlatego nawet, że przeważającą część swego życia spędził poza rodzinnymi stronami. Przecież mimo swego poważnego dorobku artystycznego i technicznego, uznania w świecie techniki i sztuki, nadal pozostaje nieznanym. Dlaczego?
W roku 1956 Aeroklub PRL ustanowił medal im. Czesława Tańskiego. Jest on nadawany za wybitne osiągnięcia w szybownictwie i stanowi odpowiednik medalu Lilienthala. Odznaczenie to znane jest niewielkiemu gronu osób i dotyczy poniekąd elitarnej dziedziny sportu jaką jest szybownictwo. W jaki sposób jednak zaprezentować Tańskiego jako malarza i to równego Chełmońskiemu czy Fałatowi, nie bardzo wiadomo. Trudno też doszukać się informacji o nim jako malarzu, nawet w encyklopediach zawierających noty o Tańskim konstruktorze.
Jak widać za życia Tański „artysta” dominował nad Tańskim „konstruktorem”. Po śmierci „konstruktor” przyćmił „artystę”. Mimo to warto się chyba pokusić się o prezentację Tańskiego w całym zakresie jego życia i twórczości. To przecież niezwykle barwna i nietuzinkowa postać w historii regionu. tak nietuzinkowa, że… zapomniana. Zapomniana jak jego ukochane „Lotnia” i „Łątka”. Kto wie, może jednak eksponaty te uniknęły wojennej pożogi i czekają na swojego odkrywcę, który ponownie przywróci im życie, pozwalając im wzbić się w przestworza ku chwale Tańskiego i polskiej myśli technicznej. Intuicja Tańskiego i jego pionierskie działania położyły podwaliny pod dzisiejszy przemysł lotniczy a jego propozycje rozwiązań technicznych, do dziś zasługują na uwagę.
Być może więc gdzieś w starej szopie czy hali przemysłowej, w lamusie czy dworskiej rupieciarni, znajdują się części lub fragmenty latających konstrukcji Tańskiego. Kto więc wie, gdzie one są?
Może warto odwiedzić mogiłę Tańskiego na cmentarzu parafialnym w Puszczy Mariańskiej , złożyć tam bukiet kwiatów i zadumać się nieco nad przewrotnością losu. Kto wie, może sam Tański z wysokości wskaże nam miejsce gdzie znajdują się resztki jego wspaniałych marzeń, które próbował urzeczywistniać aż do końca swoich dni…
Być może, rąbka tajemnicy uchyliłby pisany przez niego pamiętnik, który jak dotąd pozostaje w rękopisie.
Dlaczego jednak o nim zapomniano? Trudne to pytanie…