Cztery pory roku…
„Podlasie…ileż to emocji wzbudza ta nazwa, która dla większości z nas, od wieków kojarzy się z czymś romantycznie odległym i egzotycznym, położonym gdzieś hen, na rubieżach lasem porośniętych, przestrzeni pełnych lekko pofalowanych i pełnych łąk łagodnych pagórów”.
Taką wypowiedź zawarłem w opublikowanej w 2015 roku książce pt. Kacałowe siedlisko – mojego autorstwa – odnoszącą się do historii renowacji jednej z zabytkowych zagród, posadowionych na północno – zachodnich krańcach powiatu sokólskiego.
Przypadek sprawił, że ten interesujący obiekt dostrzegł jeden z największych podróżników – Andrzej Jan Kacała, zamieszkały w Danii polski wagabunda, żeglarz i obieżyświat. Przez lata świat przemierzając, w podejmowanych przez siebie przeróżnych i niekiedy wielce egzotycznych podróżach, opisywał systematycznie swoje z nich wrażenia, w opublikowanych dotąd ośmiu arcyciekawych Dziennikach podróży.
Wiele przeżył, wiele widział, ale…urzekło go polskie Podlasie. Nigdzie bowiem w świecie – co przyznaje – nie zaznał takiego jak tu spokoju, więzi z naturą i niezwykle ciepłych kontaktów z mieszkańcami.
I tu w Knyszewicach, niewielkiej wsi w gminie Szudziałowo, z rozrzuconymi gdzieniegdzie wśród pół siedliskami, którą przemierzał w swoim turystycznym amoku, ze swoją żoną Walentyną, zauważyli za starym drewnianym, wychylającym się we fragmentach zza okazałych drzew płotem, niezwykły, zatopiony w zieleni i spoglądający na nich, mieniącymi się wśród pajęczyn oknami, opuszczony, drewniany dom.
To cudowne zjawisko wywarło na nich tak wielki wpływ, że – jakby w telepatycznym przekazie bez słów – oboje zrozumieli, że tu jest właśnie jest ich miejsce na ziemi. Ich dom…
I tak rozpoczęła się podlaska przygoda Andrzeja…
Kilka lat trwała pieczołowita restauracja zagrody, pochłaniająca więcej czasu i kosztów, aniżeli owe zamorskie Andrzeja peregrynacje.
Jego zaangażowanie, ciężka praca i wiele wyrzeczeń sprawiły, że…jego – ich – DOM, stał się jedną z architektonicznych pereł Podlasia. I ta właśnie podlaska przygoda Andrzeja, stała się kanwą ww. książki pt. Kacałowe siedlisko.
Pozostaje pytanie, czy…to jest książka? Z technicznego punktu wiedzenia zapewne tak, ale moim zdaniem jest to raczej upust emocji, erupcja radości z tego, że ocalono od zagłady to, co obecnie świadczy o kunszcie lokalnych muratorów i ich umiejętności lokowania tej maestrii w środowisku.
Kacałowe siedlisko jest w pewnym sensie dokumentem, ilustrującym przebieg restauracji tego obiektu, na bazie emocji i sentymentu jego twórcy.
Andrzej Jan Kacała, nie poprzestał jednak tylko na pomyśle i jego realizacji. Przez cały kilkuletni okres prowadzonych tu prac, dokumentował je fotograficznie, zachowując dla potomnych wszelkie niuanse technicznych szczegółów, ale nie tylko…Urzeczony otaczającą DOM przyrodą, rejestrował zmieniającą się rzeczywistość w każdym dniu, każdej porze roku. I tak powstała wspaniała kolekcja fotografii, podkreślająca nie tylko walory środowiska, ale i…talent Autora, który zaklinając przyrodę i jej zjawiska w pojedynczych kadrach, dał upust swojej wizji tego miejsca, a co mu się bezsprzecznie udało.
I tak powstała kolejna książka – tym razem autorstwa już Andrzeja Jana Kacały – o tym magicznym miejscu – Kacałowym siedlisku.
Powstało jednak pytanie. Czy jest to książka? I ponownie jak wyżej potwierdzę, że z technicznego punku widzenia nie ma, co do tego najmniejszej wątpliwości. Przyznaję również, że jest to właściwie niezwykły album wspaniałych fotografii pięknej podlaskiej, przyrodniczej scenerii, podpartej nie tylko kunsztem Autora, ale też emanującym jego niezwykłą wrażliwością.
Cztery pory roku, to adekwatny tytuł tego zbioru fotografii, ujętego w niezależnych kompletach, czterech wiążących dla klimatu tego regionu porach roku.
Wydawać by się mogło, że skojarzenia, które budzą w człowieku pory roku, są dość oczywiste. Przedwiośnie to dla nas czas radosnego oczekiwania na wiosenne dni. Wiosna przywodzi na myśl odrodzenie przyrody, topnienie śniegu, coraz bujniejsza zieleń i coraz mocniej grzejące słońce. Krąg skojarzeń związany z latem to słońce, upały, falujące łany zboża, dojrzewanie owoców w sadach. Jesień – zapoczątkowana tradycyjnym, polskim „babim latem” to z początku piękne kolory liści, potem – ich opadanie, mgły, słota, zamknięta smutnym przedzimiem. Zima zaś łączy się w naszej wyobraźni nieodparcie z mrozem i śniegiem. I choć wspomniałem wyżej o tzw. „przedporach” (przedwiośnie i przedzimie) to w umiarkowanym klimacie Podlasia wyraźne są właśnie cztery pory roku.
Czy jednak rzeczywiście te stereotypowe skojarzenia, to jedyny możliwy sposób spojrzenia na pory roku? Oczywiście, nie! Nie ma przecież dwóch ludzi, którzy patrząc na ten sam krajobraz myśleliby dokładnie tak samo. Każdy spogląda przecież na świat przez pryzmat własnych, indywidualnych i niepowtarzalnych doświadczeń.
To człowiek patrzący na przyrodę nie tylko fizycznie, ale i odbierający ją całą swoją wrażliwością, spaja obiektywnie istniejące poszczególne elementy krajobrazu we własną, subiektywną całość. Jest więc jakieś miejsce w danym miejscu i jednocześnie tyle miejsc, ile co patrzących na te elementy pejzażu ludzi.
Przyroda jest piękna nie ze względów estetycznych, ale z racji swych walorów użytkowych. Jej urok nie istnieje sam w sobie, bez człowieka. To on nadaje jej wartość.
Autor zaprezentował tu jedno miejsce, w wielu odcieniach różnych pór roku. Zmiany są niesamowite…
Popatrzmy więc okiem obiektywu na to, co Andrzej chciał nam przekazać? Czy widzimy to samo, co on? Czy podzielamy jego sentyment do miejsca, które on nazwał swoim miejscem na ziemi?
Każdy z nas ma prawo do indywidualnej oceny, ale…piękno jest tylko jedno.
Andrzej Zygmunt Rola – Stężycki