Andrzej Zygmunt Rola – Stężycki
W roku 1939 Żydzi stanowili ponad 50 % mieszkańców Grójca. Przewaga ta datowała się w zasadzie już od początku ich osadnictwa w regionie.
Po zniesieniu przez Sejm w roku 1768 zakazu osiedlania się Żydów w miastach, nastąpił wyraźny exodus ludności żydowskiej do wszelkiego rodzaju aglomeracji miejskich, wówczas też do Grójca i miast okolicznych. Od początku wieku XIX ludność żydowska stanowiła większość mieszkańców miasta: w roku 1808 – 54,2%, 1921 – 58,8%. Sytuacja ta przez około 150 lat była zupełnie naturalną i nikt nie przewidywał zmian tego stanu rzeczy.
Mieszkańcy Grójca – bez względu na narodowość i wyznanie – żyli we wzajemnej symbiozie, uczestnicząc wspólnie w marszu pokoleń, aczkolwiek pozostając w pewnej od reszty społeczeństwa niezależności, będąc pod wpływem oddziaływania swoich kultur i religii. Wzajemne zaś relacje kształtowały przez lata różnorodne uwarunkowania.
Wbrew potocznym opiniom i różnym stereotypowym a błędnym ocenom, znaczna większość miejscowych rodzin żydowskich żyła w biedzie, a w wielu też przypadkach w skrajnym ubóstwie. Nieliczni tylko byli zamożniejsi, a i to wynikało z wewnętrznych i rodowych podziałów.
Żydzi mieszkający w Grójcu podejmowali zatrudnienie w handlu i rzemiośle, prowadząc niewielkie zakłady przemysłowe, warsztaty rzemieślnicze i – w większości przypadków – różno towarowe, niewielkie sklepy.
W wyniku kolejnej decyzji władz – po zniesieniu w roku 1862 ograniczeń osadniczych – bardziej zamożni – w niewielkim procencie – nabywali dobra ziemskie, nieruchomości i wykonywali tzw. wolne zawody: byli lekarzami, prawnikami, urzędnikami, itp. Wielu też traktowało swoje życie jako swoisty geschäft, próbując utrzymywać się z handlu nieruchomościami, ich wynajmu i nierzadko lichwiarstwu, choć niekoniecznie w tzw. wielkim formacie. Zależało to przecież od ich sytuacji ekonomicznej. Ta – jak wspomniałem – w większości przypadków – nie była dobra. Przeważająca jednak ich większość, żyła w przerażającym ubóstwie.
Oczywiście – jak każda społeczność – uczestniczyli w działaniach swojej gminy wyznaniowej, organizując swoje życie religijne i społeczne. Miasto wzbogaciło się o nowe obiekty urbanistyczne: bóżnicę, dom modlitwy, mykwę i cheder. W zachodniej rubieży miasta, na okazałym wzgórzu przy ul Wilczogórskiej zlokalizowano cmentarz – kirkut – okalając go w części murem. Co światlejsi – i zamożniejsi – należeli do różnych partii politycznych – w tym także polskich – zakładali banki, budowali synagogi, organizowali szkolnictwo i współdziałali w życiu miasta, we wszystkich jego aspektach.
Społeczność ta charakteryzując się swoistym kolorytem obyczajowym, odrębną kulturą i pewną egzotyką, stanowiła jednak trzon miejscowego i – przyznać trzeba – wielce postępowego społeczeństwa, dzierżąc miejscowy handel i rzemiosło.
Stanowili tym samym – jako grupa społeczna – obiekt zazdrości i w wielu przypadkach – czego ukryć nie można – zawiści, oraz – co gorsza – nienawiści. Oczywiście zdarzały się różnego typu i godne pożałowania ekscesy, ale generalnie rzecz ujmując, Żydzi – tak samo jak miejscowi ewangelicy i prawosławni – byli pełnoprawnymi i wielu przypadkach wielce szanowanymi obywatelami Grójca.
To niegdysiejsze, wielonarodowe społeczeństwo Grójca, ustaliło swoisty koloryt i klimat miasta, który to do dziś – mimo wielu zmian w tym i kulturowych – tkwi w jego historii, mentalności ludzi i – co jeszcze widoczne – w urbanistyce miasta.
Kto wie jak potoczyłyby się losy grójeckich Żydów, jak wyglądałoby miasto i jak dziś ustalałyby się relacje we wzajemnej asymilacji? Na to pytanie nie można niestety już odpowiedzieć.
W końcu 1942 roku – w wyniku planowej eksterminacji Żydów – okupanci niemieccy wysiedlając ich z miasta i osadzając w obozach koncentracyjnych – w większości przypadków w Treblince – unicestwili nie tylko fizycznie setki ludzkich istnień, ale i zdławili na zawsze ową symbiozę, tolerancję i wzajemne relacje, z takim trudem przez lata ustalane.
Przeżyło niewielu. Jeszcze mniej pozostało w Grójcu. Większość tych, którzy przeżyli opuściła Polskę w wyniku różnych niesprzyjających sytuacji, bowiem – jakby ich nieszczęść było mało – i ci mieszkańcy miasta, którzy wojnę przeżyli, uznali ich za… persony non grata.
Okupanci dokonując eksterminacji grójeckich – i nie tylko – Żydów, nie przypuszczali, że za trzy dosłownie lata – już w roku 1945 – pozostawią zniszczoną Polskę i zabiedzony Grójec, w którym jedynymi pozostałościami po tak licznej społeczności, będzie pozostawione przez nich ich mienie.
Powojenny głód mieszkaniowy, brak właścicieli, trudna sytuacja materialna wielu sponiewieranych przez lata okupacji ludzi, spowodowały ich napływ i wielu – w tym bezdomnych mieszkańców Warszawy i innych miejscowości – osiedlało się w pożydowskich nieruchomościach, osiadając w Grójcu na lata.
Ówczesna gospodarka zasobami mieszkaniowymi, swoista dowolność w interpretacji prawa i pewność tzw. uspołecznienia mienia, spowodowały przejmowanie pożydowskiego dobytku przez Skarb Państwa. Ten z czasem – w różny sposób – przekazywał nieruchomości – lub ich części – kolejnym nabywcom. A pewny powojennego status quo, w wielu przypadkach nie dokonywał zmian w urządzonych już dawno – i zachowanych – księgach wieczystych.
Lata mijały, sytuacja się nie zmieniała. Dokonana w latach osiemdziesiątych XX wieku transformacja ustrojowa, spowodowała konieczność prawnych uregulowań w stosunku do owego mienia.
I tu problem. Wielu bowiem współczesnych użytkowników – nie zawsze przecież właścicieli – poczuło się zagrożonych i słusznie, bowiem przez lata mieszkali tam lub władali w majestacie prawa, a teraz owo prawo zaczyna domagać się regulacji, nie zawsze dla owych użytkowników korzystnych.
W wielu przypadkach racje są po obu stronach i nie mnie o tym sądzić. Zasygnalizowałem problem i to wcale niemały, jeśli przyjmie się, że znaczna część przedwojennych nieruchomości w Grójcu, stanowiła niegdyś własność społeczności żydowskiej. Jaki więc procent owej substancji do dziś jest sporny?
Sprawę tę pozostawić należy odpowiednim instytucjom. To sprawy na lata i wielu z nas zapewne nie dożyje ich finalizacji. A że problem jest, nie ulega wątpliwości. Nie powinno się jednak – moim zdaniem – naprawiać krzywd –jeśli zostały wyrządzone – kolejnymi krzywdami.
Temida ma tu co robić…
Żydzi grójeccy stanowili niegdyś – o czym wyżej – ponad 50 % lokalnej społeczności miasta, a więc około 5000 mieszkańców. Odejmując od tej liczny dzieci i nieuprawnionych, to zostanie znaczna ilość osób posiadająca poważne udziały w miejscowych nieruchomościach.
Dokonując analizy ksiąg meldunkowych, spisów mieszkańców i ksiąg wieczystych, można bardzo dokładnie ustalić liczbę pożydowskich nieruchomości i ich prawnych właścicieli.
Pomijając nieruchomości wywłaszczone przez Skarb Państwa pod budowę obiektów użyteczności publicznej, nieruchomości zasiedziane, prawnie przejęte, zakupione, darowane czy dziedziczone, to i tak pozostaje poważna ich ilość, co do których nie ma wątpliwości, czyją własność stanowią. Będą one zapewne obiektami różnego rodzaju działań prawnych, które – zgodnie z obowiązującym prawem i unijnymi standardami – muszą doprowadzić do normalizacji sytuacji prawnej w tym zakresie.
Mimo – jak wspomniałem – tego, że można precyzyjnie ustalić osoby i ich własności, to przecież nie ma takiej potrzeby, by tu ich wykaz prezentować. Warto jednak – dla ciekawości – wymienić niektóre istniejące do dziś obiekty i ich – jeszcze w 1942 roku – właścicieli. W roku 1942, bo potem obiekty te mogły nawet prawnie właścicieli zmienić i zapewne w sytuacji zagrożenia, w przeważającej części zmieniły, ale…kto dziś pamięta choćby np…Joska Łachmana? Dlatego właśnie warto, aby przybliżyć owe nieistniejące już osoby, aby po latach niebytu zaistniały wśród nas, grójczan. Jesteśmy im to winni…
Josek Mendel Łachman mieszkał w Grójcu przy ul. Mogielnickiej 3. Miał kawałek ziemi, „drewnowy” – jak powiadał – dom i…sporą gromadkę dzieci. Biegał w tym swoim czarnym chałacie i kręcił kiepełą, myśląc nad pozyskiwaniem środków na utrzymanie tej licznej przecież czeredy. Jego talentu i pracowitości starczało jedynie na zaspokojenie podstawowych potrzeb rodziny. I na nic zdała się ta jego obrotna kiepełe, talent i to, że dom „drewnowy” posiadał. Klepał biedę jak wielu mu podobnych, bowiem takich jak on nie brakowało na tej samej – i innych – ulicach Grójca, także wśród katolickich Polaków.
Czego więc można mu było zazdrościć? Tej biedy, gromadki umorusanych i pół bosych dzieci, owej – rozpadającej się prawie – „drewnowej” rudery?
A jednak zazdroszczono…
Nie ma potrzeby opisywać jego losów, bo były podobne do losów wielu jego rodaków. Po Josku Łachmanie pozostał jego „drewnowy” dom przy ul. Mogielnickiej 3. Pozostał mit żydowskiej kiepeły i robionych Geschäftów. Tak, trzeba było niegdyś nieźle – jak w porzekadle – „kręcić głową”, aby zapewnić skromny choćby byt rodzinie. Dziś nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie niegdysiejszej rzeczywistości, owej biedy i braku szans, ale…owego mitu kiepeły i Geschäftu jesteśmy pewni…
Sąsiadami Łachmana przy ul. Mogielnickiej byli: pod nr 6 – Mordka Feldman, nr 12 – Chaja Frajdenrajch, nr 13 – Nusym Najman, nr 21 – Szulim Symcha Zajtman, N. Rotman, N. Moszkiewicz, Łaja z Nejmanów Zaktman, Jankiel Dawid Grynberg, Estera Małka z Grynbergów Zajtman, nr 22 – Emil Szulc, nr 28 – Nuta Wajsman.
W istniejącym do dziś drewnianym domu przy tej ulicy mieszkała także Rifka Regina Rotbard i Dov Kula – żyjący jeszcze w Izraelu.
Na ul. Mszczonowskiej pod nr 6 mieszkali: Mordka Mendel Frajdenberg, nr 19 – Icek Braun, nr. 10 – Szlema Węglarski, Ryfka Cegielman, Icek Wanrajter, Mejer Węglarski, nr 47 – Chaim Srul Lajfer, Łaja z Ketlerów Lajfer, Gołda Ryfka Cylberg, Cyrla z Wajskopów Fajgman, Icek Zylberberg.
Nieruchomości przy ulicy J. Piłsudskiego zasiedlali: pod nr 3 – Ita z Rochfeldów Altan, Fejga z Markiewicz Rochweld, Hejnoch Artman, nr 6 – Einfeldowie nr 10 – Bina z Rotbardtów Asfeld, Czarna z Rotbardtów Michrowska, Rajzla Rotbardt, Jankiel Rotbardt, Ita z Rotbardtów Sztein, Aron Rotbardt, Froim Rotdbardt, Ryta Ruchka Asz, Dwojra z Rotbartdów Asz, Icek Berek Groswent, Ryfka Groswent, nr 11 – Natan i Mariem małżonkowie Grynberg, nr 17 – Chaja Bajla Łega, Hena z Altanów Marker, Cham Cemach, nr 18 – Ita Ryfka z Konów Einchelt, Adolf Laudon, Symcha Binem Tema, Łaja z Gorzyszczalskich małżonkowie Rozenblat, nr 20 – Wilhelm Laudon, Adolf Frydrych Laudon, nr 34 – Nusym Dawid Łega, Izrael Binem Giser, Maria Grinberg, Chaja Bajla Łega, Natan vel Kusym Grynberg, Mader Chil Kirszenbaum, Jankiel Icek Rappaport, nr 38 –Jakub Aron, Perla Maria Rechsztajd.
Przy ul. Lewiczyńskiej mieszkali: nr 3 i 5 – własność gminy (kachał) żydowskiej, nr 4 – Moszek Hersz Bryner, Chaja Ruchla Bryner, nr 8 – Mordka Dreszer.
Właścicielami nieruchomości przy Al. Niepodległości byli: nr 9 – Aron Jankiel Rozenwajn i Sura Łaja Rozenwajn – małżonkowie, Dawid Kronenberg, Helena Fanny Kronenberg, Michał Kronenberg, nr 34 – Aleksander Machel, Justyna z Najnahartów Machel.
Przy ul. Polskiej Organizacji Wojskowej nieruchomości posiadali: nr 12 – Adela Machel, nr 24 – Pawe i Lidia małżonkowie Hart.
Dzierżyli takie nieruchomości przy ul. Ks. Piotra Skargi: nr 3 – Chaim Berysz Łega, Chaja Zangier, Menachem Manes Zangier, Małka Bajla Zangier, Chaja z Zangierów Łega, Manes Zangier, Berek Zangier, nr 4 – Mendel Feterkiern, Jachef z Drajcherów Leszno, nr 7 – Josek Moszek Gelbart, N. Zylberg, N. Mamer, Brucha Rubinsztajn, Ita Hochberg.
Podobne przy ul. Armii Krajowej (15 Stycznia): nr 4 – Mordka Łega, Estera Łega, nr 6 – Rafael Klepfin, Izrael Klepfun, Kielman Brumbergm Izrael i ita ze Szternszosów małżonkowie Frajdenrach, nr 8/10 – Gecel Rozbrat i Chawa Rozbrat małżonkowie, Moszek Michael Bombard i Chawa z Rozblatow Bomnart – małżonkowie, nr 24 – Eusemm Farensztajn, Dawid Hammer, Jankiel Hammer, Jakub Aroni Mariem Perla z Berendtow małżonkowie Rechsztajd, nr 32 – Ryfka Ruchla z Achtungów Zajfman, Chail Majer i Mendle małżonkowie Rozenblaum. Pod nieustalonym numerem na tej ulicy nieruchomość posiadali: Lejbuś Leneman, Ruchla Wanberg, Łaja Rabinowicz, Rafael i Izrael Mordka bracia Klepfisz, Szmul i Sura Chojnacki.
Przy ul. Poświętne nr 32 – Michał Hejne, Szmul i Hene Roleder.
Posiadłości przy ul. Szpitalnej dzierżyli: nr 4 – Izrael Lejbuś Rozen i Zajme Chaja Rozen.
Na Palcu Wolności 3 – posiadłość stanowiła własność Srula Grosmana.
Przy ul. Przedstacyjnej 5 mieszkał N. Wajknecht.
W Grójcu mieszkali także Duszmanowie, Hechtowie, Wiata, Klemowie i wielu innych.
Nieruchomość położona u zbiegu ul. Kościelnej i Placu Wolności należała do Lejby Kurca. Następna za nią przy ul. Kościelnej – Izraela Lejbusia Rojtkopfa.
Pierwsza nieruchomość położona przy ul. Armii Krajowej tuż za ratuszem, stanowiła własność Chaji Rozenblaum, a następna – Bimena Lewkowicza i Lejbusia Zenemana. Kolejna należała do: Sury Chojnackiej, Lewiego Kopera i Stanisława Marca, a ostatnia w tej linii położona przed budynkiem dawnej elektrowni miejskiej, potem Spółdzielni Mleczarskiej (dziś Kłosińskich), była własnością spadkobierców Widgora Zajfmana.
Oczywiście nie sposób wymienić tu wszystkich żydowskich współobywateli miasta i posesjonatów. Na każdej bowiem ulicy wielu miało swoje własności. Wyżej przytoczono jedynie niewielki ich procent, aby ukazać skalę zjawiska.
Nie można też identyfikować współczesnych numerów posesji, bowiem – choć zapewne wiele się zgadza – to przytoczona wyżej numeracja, odnosi się do stanu sprzed 1945 roku.
Nie ulega wątpliwości, że pozostało wiele nie wyjaśnionych spraw, wielce też zawiłych i skomplikowanych własnościowo. Ile też pogmatwanych ludzkich losów…?
Jakże mało wiadomo o tej społeczności, która przecież nie tak dawno jeszcze, jedność z pozostałymi tworzyła. Sytuacja ta wyzwala potężny głód wiedzy, bowiem przyznać trzeba, że istnienie państwa Izrael, jego posadowienie, prowadzona polityka i rozwój, powodują potrzebę zweryfikowania istniejących w Polakach potocznych, a często i prymitywnych ocen tej nacji, jednej przecież z najstarszych w świecie.
Współczesność wpłynęła na wzrost zainteresowania Żydami, zwłaszcza tymi tkwiącymi korzeniami w Polsce. Obserwuje się swoisty przełom w naszym do Żydów stosunku, przecież jakże wielu z nich to znani w świecie kultury polskiej: literaci, muzycy, naukowcy, artyści i ludzie biznesu.
Żyjąc przez wieki w Polsce, dla niej też pracowali. Położyli podwaliny pod rodzimy przemysł, bankowość i wiele innych dziedzin życia. Wrośli w tę ziemie i ona była też ich ojczyzną.
Oczywiście przez lata narastało także wiele animozji, spowodowanych przede wszystkim odmiennością kulturową, religijną i tym, że zmuszani różnymi zakazami, podejmowali przedsięwzięcia i profesje przez innych niedoceniane, jak: handel, bankowość czy przemysł. Dzięki temu, doceniając wartość nauki, osiągali w poważnym stopniu sukcesy zawodowe. A sukcesy, to już powód do zazdrości…
Wielu też asymilowało się i naturalizując, nawet nie pamięta o swoich żydowskich korzeniach. Współczesne kontakty międzynarodowe, analiza wspólnej historii i dokonań, powoduje zacieranie się owych kulturowych różnic, zaś coraz częściej podejmowane podróże do Izraela – w ramach choćby pielgrzymek religijnych – wzmagają zainteresowanie nie tylko starożytnością nacji i religią, ale i przede wszystkim naszymi wielowiekowymi związkami, bowiem wiele jest Izraela w Polsce i wiele też Polski w Izraelu. Kto wie, ile też jest w nas owej kultury, ile dziedziczymy i w ilu z nas tkwią geny starsze, niż choćby echa azjatyckich nomadów.
Dajmy więc sobie szansę, aby poznać prawdę o wzajemnych relacjach i zamknąć owe dziejowe rachunki, a wówczas owe przysłowiowe „kiepełe” stanie się synonimem mądrości, zaradności i umiejętności przetrwania.
Wracając zaś do tytułowego Joska Łachmana, jego sąsiadów i pobratymców, warto by może prześledzić ich życiowe – tragiczne zapewne – losy? Czy żyją ich potomkowie? Czy zachowały się w Grójcu i jak głębokie są ślady owej orientalnej – choć bliskiej nam niegdyś – kultury?