„OKOLICA” nr 12(32 ) z 12.12.2002, Andrzej Zygmunt Rola – Stężycki
Przenikliwy chłód jesiennego popołudnia 27 października 1857 roku, coraz bardziej przerzedzał i tak nielicznie zgromadzonych na wareckim rynku ludzi. Stali okutani w szczelnie zapięte płaszcze i tuląc zziębnięte ręce w rękawach, przytupywali z zimna. Trwali jednak na posterunku. Jedni – bo chcieli, drudzy zaś ze zwykłej, bezmyślnej, ludzkiej ciekawości. Przywiodły ich tu, przekazywane od kilku już dni, różne pogłoski mówiące o przyjeździe do tego miasteczka człowieka, którego nazwisko było już legendą.
Nadjeżdżający ku rynkowi patrol carskiej żandarmerii wywołał pewne poruszenie wśród gawiedzi, która z nabożeństwem jakby wypatrywać się poczęła w północną pierzeję przy ratuszowego placu. W ciszy słychać było jedynie przyspieszone oddechy oczekujących i wyczuwało się wewnętrzne podniecenie, spowodowane tym przecież niecodziennym wydarzeniem.
Zza zakrętu wyłonił się nagle czarno malowany powóz pocztowy, zaprzężony w dwa dorodne kare konie, eksportowany przez czterech policjantów. Pocztylion zatoczył spokojnie łuk i zatrzymał pojazd tuż przed zajazdem. Tłum wstrzymał oddech. Cisza była brzemienna. Z pojazdu wyszedł wysoki, szczupły, starszy już mężczyzna, odziany w szarą syberyjską burkę. Poważna, surowa twarz nie zdradzała żadnych uczuć. Rzuciwszy przeciągłe spojrzenie na zebrany przed powozem tłum, wszedł w drzwi miejscowego posterunku żandarmerii.…
Wysocki – best replica watches zaszeptali zgromadzeni na wareckim rynku oczekujący, bojaźliwie spoglądając na marsowe miny stojących przed posterunkiem żandarmów. Gwar rósł. Każdy chciał zobaczyć tego człowieka, nestora polskich zesłańców, którego losy wbrew marzeniom, przywiodły po latach trudów tułaczki do miasta jego dzieciństwa. Miasto przyjmowało go ciepło i serdecznie.
Kilka minut później stanął Wysocki na wareckim rynku, gdzie podjechał niewielki powóz. Długo patrzył zesłaniec na nielicznych sobie, a życzliwych mu ludzi, po czym wsiadł do powozu, który ruszył w kierunku niedalekich, widocznych na wzgórzu Winiar, gdzie oczekiwał na niego nowy właściciel winiarskiej posiadłości, Kurtz. Pojazd niknął w szarzejącym popołudniu uwożąc go ku miejscu jego urodzenia i dzieciństwa. W kieszeni burki wiózł swój paszport z ostatnią urzędową adnotacją: „okaziciel niniejszego biletu przybył do miasta Warki dnia 15/ 27 października 1857 r.- Burmistrz miasta Warki.
Piotr Wysocki urodził się w dniu 10 września 1797 roku w podwareckich Winiarach, będącymi wówczas przysiółkiem tego zabiedzonego miasteczka – w czasach – kiedy to ziemie te leżały w pruskim zaborze, jako czwarty syn Jana Wysockiego i Katarzyny z Brzumińskich. Ród Piotra Jacka (takie imiona na chrzcie otrzymał) wywodził się z radomskiego, tu bowiem mieszkali, choć ich majętność rodowa- Chociw Wielki, położony był pod Rawą Mazowiecką. Pieczętowali się herbem Odrowąż, ale widać rodzina mocno podupadła, skoro dziad Piotra, Antoni syn Kazimierza, sprzedał ów Chociw, a syn jego Jan – ojciec Piotra- był już tylko skromnym dzierżawcą i liczyć się musiał z każdym groszem. Piotr miał trzech braci: Stanisława (ten zmarł wcześnie przed osiągnięciem dojrzałości), oraz Józefa i Jana Karola.
W roku 1806 Wysoccy mieszkali już w majątku Pawłowice, położonym między Pamiątką, a Prażmowem, a więc niedaleko Grójca. Tu właśnie w roku 1808 zmarł ojciec Piotra, Jan Wysocki. Gdzie został pochowany trudno powiedzieć. Może w Rembertowie, Tarczynie lub Prażmowie albo też w rodowym Chociwiu
Niespełna jedenastoletni Piotr został więc półsierotą. Zapobiegliwa, a niezbyt zamożna matka, zamierzała zapewnić mu jako taką przyszłość. Umieściła go więc u wuja (brata pani Katarzyny), który też jako właściciel ziemski, umyślił wykierować chłopca na również ziemianina, w związku z czym nie przewidywał dalszej edukacji młodzieńca. W tej sytuacji pozostał by Piotr rolnikiem, jak można go tak nazwać używając współczesnej terminologii, gdyby nie działania starszego brata, zatrudnionego w administracji wojskowej w Warszawie. Za jego to sprawą w roku 1810, Piotr wyzwolił się z pod wujowskiej kurateli i znalazł się w Warszawie.
Tam przez cztery lata pobierał nauki w szkole prowadzonej przez pijarów przy ul. Długiej. Uczniem był raczej przeciętnym. W każdym razie między innymi nauczył się także nieco łaciny i niemieckiego. Mimo wszystko ma pecha. Gospodarstwo prowadzone samotnie przez matkę nieco podupadło, a i bratu też się nie przelewało. Nie chcąc być dla nich ciężarem, powraca na wieś do Pawłowic i tam pomagając matce, pracuje na roli. Być może, że nie czuł się dobrze w roli ziemianina, bowiem w 1818 roku w dniu 10 grudnia wstępuje ochotniczo do wojska, gdzie zostaje przyjęty w szeregi pułku grenadierów gwardii jako kadet. Być może na tę decyzję wpłynęła namowa kogoś z rodziny. W roku 1919 umiera matka Piotra i od tej chwili jego jedynym i najbliższym środowiskiem staną się koszary i noszący broń koledzy.
W nowej epoce było niezwykle trudno o awans, jednak już w lipcu 1820 roku Wysocki awansuje do stopnia sierżanta. Okazał się niezwykle zdolnym instruktorem musztry i właściwie dzięki temu, jak i nieposzlakowanej opinii, po dziewięciu latach służby, w dniu 29 maja 1827 roku,otrzymuje szlify oficerskie i stopień podporucznika. Mimo służby w armii, nad którą kuratelę sprawował carski namiestnik, Wysocki już w 1820 roku był wolnomularzem. Być może i wówczas miał jakieś kontakty z Towarzystwem Patriotycznym Waleriana Łukasińskiego, który to stał się dla młodego oficera największym wzorcem osobowym i to do końca jego życia.
Zdekonspirowanie działalności Łukasińskiego i jego degradacja w dniu 2 października 1824 roku, wywarły na nim ogromne wrażenie, zaś samo wydarzenie zbiegło się z decyzją przydzielenia Piotra Wysockiego do Szkoły Podchorążych Piechoty.
Wkrótce staje się duszą tajnego sprzysiężenia w Szkole Podchorążych, których to w dniu 29 listopada 1830 roku poprowadził na Belweder. Do tego czasu prowadził zajęcia z musztry i działania na rzecz wyzwolenia ojczyzny z rąk zaborców. Żył sprawami Polski i nie był w tych działaniach osamotnionym. Wraz z nim działali Kamil Mochnacki, Karol Paszkiewicz, Karol Kraśnicki, Stanisław Poniński i wielu innych. W nocy z 15 na 16 grudnia 1828 roku powołano w jego mieszkaniu tajny związek mający na celu przygotowanie do zbrojnego powstania, Nawiązał kontakty z ówczesnymi politykami, pozostawał pod ich urokiem i ulegał ich wpływom. Trzeba bowiem wiedzieć, że zgodnie z opinią był nie tylko rzetelnym i prawnym, był również gorącym patriotą.
Sytuacja w kraju i w Warszawie, była wówczas niezwykle napiętą. Konspiracyjny Komitet Powstańczy zebrany w dniu 19 listopada 1830 roku, ustanowił porozumienie z Joachimem Lelewelem w kwestii ustalenia nieodwołalnego terminu wybuchu powstania. Sam plan akcji był dość dobry. Prawdę mówiąc spiskowcy mieli wówczas wiele szans jak nigdy przedtem i chyba nigdy już potem. Dysponowali własną, dobrze wyszkoloną i dobrze wyposażoną armią, której trzon stanowili ludzie wychowani w duchu niezwykle patriotycznym. Potrzeba było iskry i dowódcy. Iskrę zapalono. Dowódców nie było. Ci, którzy mienili się nimi zawiedli i żołnierzy i samych siebie. Reszty dopełnił brak przygotowania ludu do walki.
Powstanie wybuchło wieczorem 29 listopada 1830 roku. Gwoli prawdy wiele akcji potoczyło się chaotycznie. Stoczono kilka potyczek z oddziałami rosyjskimi, opanowano kilka ważnych strategicznie punktów i …nie było koncepcji władzy. Ci którzy władzę brali w swe ręce czynili to niechętnie i z wrogim nastawieniem do przywódców i uczestników spisku.
`Pierwsze miesiące powstańczego zrywu, którego inicjatorem był Piotr Wysocki, były dla jego uczestników czasem entuzjazmu i czasem rozczarowań. Czasem zawiedzionych nadziei. Przecież powodem tychże był fakt, iż nie od razu powstańczy zryw poparło społeczeństwo. Przeciwko powstaniu była większość polityków i wyższych dowódców wojskowych. Wówczas to Wysocki – choć w tym czasie najpopularniejszy żołnierz w Warszawie – przeżył okres wielu upokorzeń. Dyktator powstania, a faktycznie człowiek mu przeciwny, generał Chłopicki, rozkazał Wysockiego i innych uczestników spisku, osadzić w więzieniu zwąc ich „ burzycielami porządku”.
Ten niesprawiedliwy wyrok został wkrótce odwołany, bowiem w tym czasie powstańcy rośli w siłę. Wysocki powrócił do wojska i mianowany został inspektorem, mającym za zadanie dokonywanie inspekcji oddziałów rozlokowanych na terenie województwa sandomierskiego, którego stolicą był wówczas Radom.
W dniu 20 stycznia 1831 roku mianowano Wysockiego adiutantem naczelnego wodza powstania. Rozpoczął służbę w 7 pułku już jako kapitan, przechodząc z nim szlak bojowy, bijąc się między innymi pod Węgrowem, Dobrem i Olszynką Grochowską. Za tę kampanię sam generał Skrzynecki odznaczył Wysockiego Złotym Krzyżem „ Virtuti Militari” i awansował w dniu 24 maja 1831 roku do stopnia majora. Następnie powierzył mu dowództwo 10 pułku piechoty, stacjonującego w ówczesnym województwie sandomierskim. W związku z prowadzonymi wówczas działaniami bojowymi Wysocki wraz ze swoim pułkiem bronił linii Wisły, dokonując wypadów na lubelszczyznę, gdzie w dniu 24 czerwca 1831 roku zdobył Kazimierz Dolny.
Klęska wojsk powstańczych pod Ostrołęką, spowodowana nieudolnymi i celowymi manewrami niechętnemu powstaniu sztabu, spowodowała skierowanie dowodzonego przez Piotra Wysockiego pułku do obrony Warszawy. Tam też skoncentrowano główne siły rosyjskie pod dowództwem feldmarszałka Iwana Paskiewicza. Ten skierował główny atak na naprędce ufortyfikowaną przez powstańców Wolę, gdzie Wysocki raniony został odłamkami szrapnela w nogę. Przeniesiony przez swoich podwładnych do wojskowego lazaretu zlokalizowanego w kościele wolskim, został ujęty przez carskich żołnierzy podległych generałowi Obryczewowi.
Wola padła. Potomni pisali o tym legendy. O ujęciu „groźnego buntownika” natychmiast powiadomiono naczelnego dowódcę wojsk rosyjskich, feldmarszałka Paskiewicza.
Był to początek cierniowej drogi bohatera nocy listopadowej. Czas procesów, zsyłki i katorgi. Wysockiego nie potraktowano jako jeńca wojennego, ale jako więźnia pod specjalnym nadzorem. O jego losach decydował wyłącznie car Mikołaj I, który rozkazał postawić więźnia przed sądem wojennym.
Proces był farsą. Posiedzenie sądu odbyło się w Bobrujsku w dniu 28 października 1831 roku. Wyrok z góry wiadomy zapadł w dniu następnym. Wysockiego skazano na karę śmierci przez ćwiartowanie. Wyrok przyjął spokojnie i z godnością. Nie dane było jednak Wysockiemu umrzeć. Sam car Mikołaj I zażądał akt sprawy do wglądu. Wkrótce też władca Rosji uznał wyrok za niebyły i polecił Wysockiego przekazać do dyspozycji feldmarszałka Paskiewicza. W tej sprawie nie chodziło przecież o szybkie wykonanie wyroku. Celem było dręczenie więźnia i opinii publicznej. Car zamierzał urządzić rozprawę monstrum, rodzaj jakiegoś widowiska i to właśnie w samej ujarzmionej Warszawie.
Rozpoczęła się seria ponownych rozpraw pokazów. Dręczony i osamotniony Wysocki mężnie stawiał czoła przeciwnościom. Wyrok zapadł w dniu 29 listopada 1833 roku. Kolejna rocznica powstania.
By uchronić życie mógł Wysocki liczyć jedynie na łaskę cara, musiał jednak przedtem podpisać specjalny formularz podania. Odmówił złożenia podpisu mówiąc:” Nie dlategom broń podjął ażebym cesarza prosił o łaskę, ale dlatego, aby jej mój naród nigdy nie potrzebował”.
Życie Wysockiego uratował carski ukaz wydany w dniu 16 września 1834 roku. Ogłoszono go w Warszawie. Car złagodził karę śmierci na 20 lat ciężkich robót na Syberii, chciał by podchorążacki przywódca umierał powoli. Wyrok zaś zmienił również pod presją państw zachodnich.
Wyznaczonym mu miejscem katorgi była syberyjska wioska Aleksandrowskije, położona ponad 70 km na północny wschód od Irkucka. Dotarł tam 2 czerwca 1835 roku. Nie pogodził się jednak ze swoim losem. Inspiruje ucieczkę kończącą się niepowodzeniem w wyniku zdrady jednego z uciekinierów. Ponowna kaźń. Wydany carskim siepaczom na tysiąc uderzeń szpicrutą, przeżywa jednak tę męczarnię, nigdy już jednak nie mógł się wyzwolić od cierpień fizycznych.
Po latach katorgi prawdopodobnie w 1842 roku, Wysocki otrzymuje od władz zezwolenie na wolne osiedlenie w Akatui. Korzysta z tego. Zajmuje maleńką chatkę na przysiółku Zakrajka. Pracował ciężko, ale urządził się wcale dobrze. Zajmował się wieloma sprawami, ale podstawą jego działalności była produkcja mydła. Zatrudniał w swojej wytwórni wielu zesłańców, jak on dzielących lata zsyłki na obczyźnie. Wiele im też pomagał. Stał się patriarchą zesłańców. Szybko zyskał wśród miejscowej ludności i zesłańców głęboki szacunek. Sami Rosjanie wielokrotnie wybierali go arbitrem w różnych spornych sprawach. Lud syberyjski pamiętał go długo i nawet pieśni o nim śpiewano. Stał się symbolem polskiego patrioty.
Minęło kilkanaście lat. Pobyt Wysockiego na Syberii trwał prawie ćwierć wieku. Nieliczni go tylko pamiętali, śląc mu niekiedy, acz niezwykle rzadko listy i paczki. Były to najmilsze dowody pamięci.
Wysocki zawsze wierzył, że powróci do kraju. Tak też się stało, ale na tę chwilę czekał 23 długie lata.
Klęska wojsk rosyjskich w wojnie krymskiej, spowodowała okres pewnej odwilży politycznej w Rosji. Piotr Wysocki otrzymał wówczas upragniony paszport i pozwolenie na powrót do kraju. Szybko zlikwidował swoje syberyjskie interesy, zarobione tam pieniądze rozdał towarzyszom niedoli, a sam z niewielką kwotą w roku 1857 wyjeżdżał z Czyty. Był znużony i zżarty nostalgią. Ten sześćdziesięcioletni mężczyzna w niczym nie przypominał człowieka który przed laty opuszczał ojczyznę. Choć z pozoru twardy i praktyczny, doświadczony życiowymi przeciwnościami, duchowo wciąż tkwił w owej rzeczywistości 1830 roku, którą przecież w części wyimaginował i w części już i zupełnie zapomniał. Wracał do ojczyzny. Nie wiadomo czy wiedział, że wraca do kraju którego już nie zna i zupełnie już innego niż ten, z którego przed laty go wywieziono.
27 października 1857 roku Piotr Wysocki stanął na wareckim rynku. Biedny i opuszczony. Bardziej samotnym nie był nigdy! Patrzał na otaczających go ludzi ciesząc się i bojąc się ich.
Pierwsze dni w kraju spędził Wysocki w Winiarach, zaproszony tam przez nowego ich właściciela, Kurtza. Dziwne to zrządzenie losu, bowiem Wysocki pragnął dokonać swych dni w ukochanej Warszawie. Po przekroczeniu granicy Królestwa Polskiego przekazano mu decyzję władz zabraniającą mu tego. Wybrał Warkę jako miejsce swego nowego urodzenia, ale była to decyzja wymuszona.
Nieco później Wysocki zamieszkał u wareckiego młynarza Jodłowskiego. Trudne było to jego wareckie życie. Zmuszony do stałego pobytu w Warce i przytłoczony policyjnym nadzorem, Wysocki stronił od ludzi. Raz w tygodniu chadzał na piechotę do odległej o 21 km. Góry Kalwarii, gdzie meldował się w posterunku żandarmerii. Później, gdy nadzór policyjny nieco zelżał, tylko co jakiś czas pojawiali się żandarmi w Warce, sprawdzając czy Wysocki jest na swoim miejscu.
Mieszkanie u Jodłowskiego było tymczasowe, bowiem Wysocki dysponował jedynie skromnym funduszem i musiał pracować, aby nie być dla nikogo ciężarem. Dość szybko sformował się społeczny komitet obywatelski, który głównie za sprawą obywateli ziemskich z grójeckiego: Suskich i Kicińskich ( Tomasz Kiciński był przyjacielem Wysockiego z podchorążówki, przyjacielem z lat dziecięcych i także zesłańcem, który po siedmiu latach więzienia w roku 1841 powrócił w grójeckie), zebrał ze składek pieniężnych 1500 rubli i zakupił od miasta czterdziestomorgową działkę, wykrojoną z po dominikańskich gruntów, zwaną „wójtostwem”, wraz ze skromnymi, drewnianymi zabudowaniami. Była to wieczysta dzierżawa opłacana 22 rublami rocznie. Cały ten mająteczek przekazano Wysockiemu. Przyjął ten dar ze wzruszeniem. Niestety, wiek nie pozwalał mu na prowadzenie gospodarstwa. Przeszkadzały również stare, odnawiające się rany, które opatrywał miejscowy lekarz Sapalski. Zdecydował się na odstąpienie połowy domu biednemu wareckiemu murarzowi Andrzejowi Tabaczyńskiemu i jego żonie Julii, w zamian za pomoc w uprawie roli i prowadzenie gospodarstwa domowego. Ta poczciwa decyzja nie była jednak szczęśliwą. Choć sam Tabaczyński wywiązywał się z podjętych zobowiązań, to jego żona jak mogła dokuczała starcowi, a dysponując jego pieniędzmi okradała go jak mogła i biedny Piotr nierzadko nawet głodował. Nie skarżył się jednak. Niekiedy odwiedzał pobliskie Lechanice ( majątek Kicińskich), a także domy Suskich, Boskich, Komornickich i Kurtzów. Z wareckimi mieszczanami spotykał się nader rzadko. O minionych latach i swoich przeżyciach mówił niechętnie. Przyjaźnił się także (o ile nie jest to za wielkie słowo) z wareckimi proboszczami: Wincentym Grodzickim, Piotrem Zborowskim i Benedyktem Wronikowskim, którego też cenił najbardziej. Korespondował również z przyjacielem z okresu powstania, Karolem Karśnickim, mimo to coraz bardziej samotny dziwaczał i stawał się odludkiem. Jego jedynym, dla niego zrozumiałym światem, była Polska. Jego wymarzona Polska.
Malała liczba przyjaciół. Odchodzili w zaświaty nawet ci najbardziej wytrwali, on sam podupadał na zdrowiu. W roku 1874 postanowił sprzedać swój mająteczek i za uzyskane pieniądze chciał się urządzić w jakimś warszawskim przytułku. Zabiegi te przerwała jego śmierć w dniu 6 stycznia 1875 roku. Zmarł o godzinie jedenastej przed północą.
O jego śmierci przypomniano sobie wówczas, gdy jego już nie było. Władze rosyjskie obawiając się manifestacji zablokowały mokotowskie rogatki w Warszawie. Mimo to na warecki pogrzeb Wysockiego przybyło wiele osób. Sam pogrzeb był skromny, jak skromne było życie Wysockiego. Warszawskie gazety nie podały o jego śmierci żadnej informacji, ale w innych zaborach sprawę potraktowano nieco łagodniej. Młodzież w Poznaniu, Krakowie i Lwowie przez miesiąc nosiła symboliczną żałobę po Wysockim; białą różę na czerwonym tle, noszoną na wysokości serca.
Wysocki pozostawił po sobie „Pamiętnik Piotra Wysockiego o powstaniu 29 listopada 1830 r.” w dwóch tomach i pamięć warecczan o „swoim pułkowniku”, który wolał klepać przysłowiową biedę, niż utrzymywać się z ofiarowanej mu przez rząd carski oficerskiej emerytury. Pozostawił też pamięć o wielkim czynie, który na zawsze wprowadził go do
ojczystej historii. Człowiek ten przeszedł trudną szkołę życia. Los go nie oszczędzał. Nie oszczędził mu również rzeczy w tym przypadku chyba najokrutniejszej – długiego życia. O Wysockim powoli zapomniano.
Pamięć o nim zachowana jest wśród warecczan. Przy ulicy Wójtowskiej ( niegdyś pod numerem 241 ) w miejscu gdzie stał niegdyś dom Wysockiego, umieszczona została tablica pamiątkowa poświęcona pamięci wielkiego patrioty i żołnierza. Żołnierza dla którego czas zatrzymał się w dniu 29 listopada 1830 roku. Corocznie w listopadowe święto podchorążowie szkół oficerskich zaciągają wartę honorową ubrani w mundury z epoki, stojąc na straży jego powstańczej dewizy, wyrytej na skromnym, grobowym epitafium „ Wszystko dla ojczyzny- nic dla mnie”.
Był samotnym wśród swoich…