„ Życie nie mierzy się ilością oddechów,
ale ilością chwil, które zapierają oddech”
Ernest Hemingway
„Żyj długo – zobaczysz wiele. Podróżuj – zobaczysz więcej”. Treść tego starego przysłowia egipskiego, będącego mottem dla wydanego w roku 2015 V tomu „Dzienników podróży” autorstwa Andrzeja Kacały, jakże jest aktualna!
Mimo upływu lat, trudów kolejnych podróży i braku stabilności współczesnego świata, ten niestrudzony globtroter podjął kolejne życiowe wyzwanie, do którego dążył jak w narkotykowym amoku. Po raz kolejny zaprezentował Czytelnikom potężny ładunek informacji o świecie wielu przecież nieznanym, a okraszonym jego znakomitym komentarzem, wzbogaconym jak zawsze doskonałymi fotografiami. One to bowiem nie tylko uzupełniają tekst, ale pozwalając grać wyobraźni sprawiają, że świat przeżyć Autora emanuje szczególnym blaskiem.
Tom niniejszy zawiera opisy trzech fascynujących podróży morskich, od spektakularnego rejsu dokoła Europy (Szczecin – Genua), do niezwykle interesujących zakątków Czarnego Lądu (Wyspy Zielonego Przylądka – Gambia) i Nowego Świata (Jamajka – Kuba).
„Dzienniki…” zawierają relacje Autora, sporządzone w formie zapisów dokonywanych w tradycyjnym dzienniku okrętowym, zgodnie zresztą z dotychczasową, a przyjętą przez niego konwencją.
Jego wspaniała narracja, uzupełniana wielce osobistymi uwagami i – co najważniejsze – wręcz encyklopedycznymi hasłami sprawia, że lektura „Dzienników…” jest pasjonująca.
Andrzej Kacała – jak przystało na rasowego żeglarza – jest typem rasowego też gawędziarza. Zanurzając się w lekturę „Dzienników…”, Czytelnik wraz z nim przeżywa trudy morskiej podróży i marynarskiej służby. Z nim też pełni wachty, przygotowuje posiłki, obserwuje okolicę i chętnie stawia stopy na lądzie wszędzie tam, gdzie czeka na niego przygoda i owa wokół czająca się Inność i Nowość.
Pochłaniając tę wiedzę życia z autopsji, Autor z niezwykłą swadą przykazuje ją tym wszystkim, którzy z różnych powodów podroży takiej podjąć nie mogli, ale przyjąć tę wiedzę mogą. Żadna bowiem encyklopedia nie wyczerpie tak tematu, jak osobiste przeżycie, albo lektura tekstów zapisanych przez naocznego świadka.
„Dzienniki…” zawierają też potężny ładunek radości życia, bowiem poznawanie świata, wyzwala również poznawanie samego siebie. Nigdy nie wiemy do czego jesteśmy zdolni. Tym bardziej w ekstremalnych warunkach.
Treść „Dzienników…” nie ukrywa spraw i chwil trudnych. Wszak to morska szkoła życia, ale w efekcie jest kolejnym tryumfem nad samym sobą. Autor po raz kolejny pokonał samego siebie. Ma więc świadomość własnej wartości i misji, które jakby mimo woli spełniają „Dzienniki…”. A że to misja, nie ulega najmniejszej wątpliwości, bowiem jest to lektura nie tylko pouczająca, ale i wielce patriotyczna.
Jest to kolejna opowieść o świecie, ludziach, kulturze i przyjaźni, w której przygoda łączy się z wysiłkiem i odpowiedzialnością.
Andrzej po raz kolejny dowiódł swojej racji w odniesieniu do sposobu na życie, bowiem podróże choć kosztują, też kształcą. A nic tak nie kształci jak dotykanie nieznanych nam światów i kultur. I choć przecież różni jesteśmy, to wszyscy bardzo świata ciekawi.
Propozycja Autora jest bez wątpienia interesującą. Nie każdy bowiem może podejmować tego rodzaju podróże, ale każdy może wyznaczyć sobie swoją marszrutę, dzieląc się z innymi swoimi doznaniami. Efekt będzie podobny.
Relacje Andrzeja Kacały zbliża do nas nie tylko ludzi i kontynenty, ale i przede wszystkim jego samego. To człowiek niezwykły i o niezwykłych też horyzontach. Stale ciekawy świata, podejmuje kolejne i coraz trudniejsze wyzwania. Odwiedzając kontynenty i zamieszkałych tam ludzi, jest tym samym ambasadorem Polski. Człowiekiem którego zawsze dalecy i nieznani nam kojarzyć będą z Polską.
Pływaj więc Andrzeju po morzach i oceanach, sławiąc imię Polski i polskiego marynarza.
Kolejny VI tom „Dzienników…” jest już historią, ale przecież Autor żagli nie zwinął. Kto wie, które jeszcze kontynenty odwiedzi, z kim się spotka i co zobaczy? A jeśli to się zdarzy, chciałbym mieć możliwość zaprezentowania kolejnego tomu „Dzienników…”.
I oby.
Stopy wody pod kilem Andrzeju i pomyślnych wiatrów.
Andrzej Zygmunt Rola – Stężycki