Grójeccy Prymasi

Andrzej Zygmunt Rola – Stężycki

            Choć o ks. Piotrze Skardze (1536 – 1612) napisano już wiele, to jednak postać ta – jak i wiele innych – jawi mi się w tych opisach zbyt pompatycznie. Wykreowana na ideał patriotyzmu i krasomówstwa, odwagi i bogobojności, jest – moim zdaniem – zbyt spiżowa. Tak mocno wryta w ów niezachwiany postument, że aż… nienaturalna. Z kart różnych publikacji ten najbardziej znany w Polsce jezuita – przyćmiony może martyrologią Andrzeja Boboli – wyłania się jako wzorzec człowieczeństwa i rycerza bez skazy. Czy jednak jest to prawdziwy biogram tego gwardzisty kontrreformacji? Uważam, że publikując tego rodzaju „udodstojnione” biografie, zniekształca się postać opisywanej postaci, odzierając go z realiów jego życia, jakby …odczłowiecza, przydając mu cech herosa.

            A herosem Skarga nie był. I to nie tylko z uwagi na dość wątłą posturę, ale i – szanując uszy – poziomu swojego pisarstwa.

Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej, rok 2012 ustanowił „Rokiem Skargi”.

            I dobrze, bowiem ilekroć mówi się gdzieś o Grójczanach, miód nam – rodakom – w serca się sączy. Myślę jednak, że w przypadku Skargi, chyba z odrobiną dziegciu… Największą kroplą tej mikstury jest ta, odnosząca się do słynnych „Kazań Sejmowych”. I nie o krytykę tu idzie, ale…o rzetelną prezentację człowieka, który – jak większość – choć duchowny, miał swoje wady i słabości. One to – wraz z cnotami – stanowią dopiero o człowieku.

            I taka powinna być prawda.

            Skarga napisał osiem owych słynnych kazań (1597). Wiedzieć należy, że nie zostały one nawet wydane jako odrębne dzieło, a sam kaznodzieja nigdy ich w żadnym Sejmie nie wygłosił! W żadnym innym miejscu też nie…

            Ale kto by się tym znów przejmował? Obraz Jana Matejki pt: „Kazanie Skargi” jest tak sugestywny, że nikt artysty nawet nie podejrzewa o nieznajomość rodzimej przecież a ojczystej historii. Matejko malował swoje dzieła w okresie niezwykle trudnym dla Polski. Niezbędnym było wówczas wzbudzenie świadomości narodowej w zniewolonych i coraz bardziej ulegających wynarodowieniu Polakach. Wielu wówczas utalentowanych – a znanych – w tym i Henryk Sienkiewicz, tworzyli swoje dzieła „ku pokrzepieniu serc”.

            I…udało się!

            Mit o wielkości Polski tworzył wyimaginowanych bohaterów i uświadomił Polakom ich rodowód, przyczyniając się zapewne w pewnym sensie do odzyskania przez Polskę niepodległości. Wykreował też mit Skargi, ale…czy dobrze? Dobrze o tyle, że dziś – my Polacy – znamy swoją narodową przynależność, ale… wytworzył też – niestety postrzeganą negatywnie – megalomanię narodową i nie tylko.

            Dziś – wolne już, wykształcone i świadome społeczeństwo, nadal wychowywane jest na przebogatej wyobraźni naszych narodowych wieszczów, którzy nie zakładali nawet ułamka takiego ponadczasowego odbioru ich misji.

A nie jest to tylko problem Skargi. Dotyczy on również między innymi mitów: Kościuszki, Kozietulskiego, Reytana, Langiewicza, Kordeckiego, Sobieskiego i panteonu wielu innych osób, jak i spraw odrębnych, a dotyczących choćby znaczenia wiktorii wiedeńskiej, polonizacji Litwy, czy sobiepaństwa magnaterii na Kresach i słynnej obrony Częstochowy, że o biskupie Stanisławie Szczepanowskim i krwawej dynastii Piastów nawet nie wspomnę.

            Cóż…„cel uświęca środki” i to w zasadzie przedsięwzięcie usprawiedliwia. Dlaczego jednak nie znać prawdy? Przecież – jak mniemam – jej świadomość nie zniweczy naszego patriotyzmu, czy narodowego charakteru? Inna rzecz czy jest on taki idealny…

            Dotykam tu – w pewnym sensie – narodowych też świętości, ale wiedzieć wszak wolno? Jako ludzie myślący jesteśmy dociekliwi i…

            A co to ma wspólnego – można by zapytać – z Grójeckiem? Ano ma, bo…zacząłem od – podpartego ustawą sejmową – Skargi, a ten zaś z Grójca się wywodzi…

            Współcześni Skardze czytelnicy, nie cenili prac kaznodziei. Kazania jego nie miały powodzenia, choćby z uwagi na zbyt skomplikowaną stylistykę. Ta nasycona równie nieprzejrzystą retoryką, była mało czytelna, a tym samym zrozumiała.

            „Kapłaństwo fundamentem królestwa. Daje się też w tych słowach znać, że królestwa onego i Rzeczyposp świeckiej fundamentem chciał PBóg mieć religią abo kapłaństwo, gdy je tak ochrzcił i nazwał, iż gdyby kto spytał, jako to królestwo zowią? Odpowiedzieć by każdy mógł: kapłańskie”.

            W tłumaczeniu tekstu na język współczesny, szło Skardze o to, że Pan Bóg chce, aby kapłani prawo stanowili w państwie, którego fundamentem jest religia, oczywiście katolicka.

            I te nauki wynikające z „Kazań…” Skargowych, mają być drogowskazem naszych parlamentarzystów…

            Niech i będą, ale czy nie jest to jedynie chwyt marketingowy? Niegdyś w dobie zniewolenia, pewne wieszcze myśli, może i potrzebne były, ale dziś?

            Warto przytoczyć tu – już w transkrypcji współczesnej – kolejny tekst „Złotoustego”:

            „Najpierw urzędnikowi należy kapłana o zdanie we wszystkim pytać, a dopiero później wolno mu poddanymi rządzić i decyzje wydawać. Wówczas poddani będą polecenia bez szemrania wypełniać, a i Boga przy tym chwalić, bo przecież Bogu się nie przeciwią. Każdy na urzędzie z kapłanami winien się zmawiać i od nich naukę brać, Bożą mądrość z ich ust i nauk opijając. To od błędów go ochroni skutecznie”.

            Nic dodać, nic ująć…wieszcze słowa.

Skarga był jezuitą, który w historii polskiej kultury zapisał się m.in. jako przeciwnik wolności wyznaniowej. Potępiał akt konfederacji warszawskiej z 1573 roku, która gwarantowała prawo wyznawania dowolnej religii. Uważał, że taka swoboda, to coś gorszego od morderstwa.

Można wiele o Skardze mówić i trzeba, ale…uczciwie. I choć wiele pytań się ciśnie, ważne jest to, że…pochodzi z Grójca. W związku z tym, jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych Grójczan, dlatego o nim tu mowa. I choć ma wiele negatywnych konotacji, to jest – jak się to dziś nazywa – celebrytą i już!

W tym miejscu wspomnieć należy, że Skarga był jednym z wielu grójeckich duchownych, którzy może i więcej czyniąc, czy też mając poważny wpływ na politykę i dzieje państwa, nie zapisali się tak jak on w pamięci potomnych.

            Wszyscy oni – bez wyjątku – pozostają w cieniu Skargi, choć – bez wyjątku też – o wiele większą w wielu przypadkach, od królewskiego kaznodziei odpowiedzialność ponosili. I nie rzecz w porównywaniu ich ze Skargą – tu szans nie mają – ale…w przybliżeniu ich szerszej społeczności, bowiem w większości przypadków, przeciętny Grójecczanin nic o nich zgoła nie wie.

            Z regionu wywodzi się – na przestrzeni wieków – kilkuset duchownych katolickich, choć byli i innych wyznań. Byli i są inni, choćby Józef Zawistowski (*1938) – biskup pomocniczy Diezecji Warszawskiej i Łowickiej, urodzony we wsi Wał pod Żdżarami, poeta i kompozytor, czy ks. Grzegorz Kalbarczyk (*1941) urodzony we wsi Kłopoczyn pod Nowym Miastem, kanclerz Kurii Metropolitalnej Warszawskiej i autor wielu publikacji dotyczących dziejów parafii poszczególnych dekanatów, sługa Boży Kazimierz Wyszyński (1700 – 1755) – marianin, urodzony w Jeziórce i Krzysztof Ciborowicz Wilski (1576 – 1631)– wywodzący się z dóbr Wilcze Piętki w parafii wilkowskiej, w gm. Błędów, dziedzic i proboszcz wilkowski, oficjał podlaski, kanonik łucki, fundator Akademii Bialskiej w Białej Podlaskiej.

Nie ma sensu przytaczać tu ich biogramów, bowiem choć wśród nich było wielu zapewne nietuzinkowych, to nie doszli do wyższych godności duchownych i ich wpływ na sprawy choćby lokalne, nie miał większego znaczenia.

            Można by więc zamknąć ten wątek, jako że i wielu z nas wykonując swoje codzienne i niełatwe obowiązki, nigdy nie zachowa się na dłużej w pamięci potomnych. Aby na to zasłużyć, trzeba…ano właśnie. Trzeba wynieść się ponad przeciętność i – trzeba to wyraźnie zaznaczyć – nie ma tu znaczenia, czy działaniem wynoszącym jest dobro i prawda, bowiem kłamstwo i zło równie mocne mają i kto wie, czy nie lepsze argumenty?

            W biogramie Skargi jest wiele niedomówień i wiele niejasności, jak choćby ta odnosząca się do jego szlacheckiego pochodzenia, ale…osiągnął więcej niż inni, zresztą swoim wysiłkiem i dzięki przysłowiowemu łutowi szczęścia i królewskiego wsparcia. Inna sprawa czy słusznie, ale… życie samo kierowało jego losem, zaś pamięć o nim trwa długo i tętni własnym już życiem.           

            W cieniu Skargi pozostają dwaj inni, a znani w dziejach duchowni i to wielkiego formatu.

Pierwszym z nich jest wywodzący się z podgrójeckiego Prażmowa – Mikołaj Prażmowski herbu Belina „Z Bożej łaski i Stolicy Apostolskiej Arcybiskup Gnieźnieński, Legat urodzony, Prymas i pierwszy Książę Korony Polskiej”. (1617 Prażmów – 1673 Ujazdów).

            Skarga, którego współcześni mu nie lubili, a nawet się bali z uwagi na jego bliskie kontakty z uległym mu królem, był jednak konsekwentny w działaniu. Trzymał się jednej linii politycznej i choć – jako jezuita – bezkompromisowy – trwał przy jedności Rzeczypospolitej i władzy króla, choć uzależnionego od Kościoła. Był więc przewidywalny…

Prażmowski z kolei był postacią wielce kontrowersyjną i – co by tu nie mówić – poza nielicznymi wyjątkami, wielce negatywną i chybotliwą moralnie. No, ale czymś przecież trzeba się w historii zapisać…

Osiągnięcie pozycji prymasa, jest wielkim sukcesem osobistym, choć w przypadku Prażmowskiego, osiągnął on tę pozycję dzięki nie tylko dzięki intelektowi (łebski był to człowiek) i gruntownemu wykształceniu, ale i – co by nie mówić – królewskiemu poparciu.

Miał szczęście i tyle…choć i Skarga swój sukces podobnemu poparciu zawdzięcza.

Był Prażmowski IV Mikołajem na Prażmowie. Ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Krakowskim, co pozwoliło mu zbliżyć się do dworu królewskiego i przyjąć z rąk króla Władysława IV urząd sekretarza królewskiego.

Niebawem wyjechał na dalsze studia do Rzymu, gdzie poznał królewicza Jana Kazimierza i zdobył tam jego zaufanie. Wraz z nim powrócił do kraju w roku 1646, po którego elekcji został jednym z jego najbardziej zaufanych współpracowników. Po elekcji Jana Kazimierza i dzięki jego poparciu, przyjął Prażmowski urząd referendarza koronnego, pełniąc go w latach 1652 – 1655, następnie przez około trzy lata – był sekretarzem wielkim koronnym, a w roku 1658 został już kanclerzem wielkim koronnym.

Karierę robił błyskawicznie i nie tylko polityczną, bowiem równocześnie był duchownym. W roku 1649 został kanonikiem krakowskim, biskupstwo łuckie przyjął w roku 1659, po którym objął biskupstwo warmińskie, ale sakrę biskupią otrzymał dopiero w roku 1664, przyjmując święcenia w ówczesnej kolegiacie św. Jana w Warszawie.

To nie był koniec jego awansów, bo w roku 1666 powołany został na urząd arcybiskupa gnieźnieńskiego i tym samym Prymasa Polski, pełniąc równocześnie funkcję papieskiego legata i składając przy tym urząd kanclerza. Jakby przy okazji – w latach 1668 – 1669, po abdykacji Jana Kazimierza – pełnił obowiązki interrexa Królestwa Polskiego, współpracując z Janem Sobieskim, chcąc doprowadzić do elekcji Ludwika de Conde`.

Prażmowski nie pozostawił po sobie dobrych wspomnień. Podsumowując go należy przyznać, że nie interesował się sprawami Kościoła, zaniedbując wielce powierzone mu biskupstwa, nie wypełniając misji pasterskiej, jak i zadań wynikających z bulli translacyjnej. Wszak był przecież nominatem papieskim. Jako polityk był nieustannie spiskującym wichrzycielem. Zarzucano mu też liczne romanse i niemoralny tryb życia.

Pozyskany przez królową Marię Ludwikę, był stronnikiem Francuzów, zyskując sobie wielu wrogów. Po jej śmierci w roku 1667 został przywódcą stronnictwa francuskiego. Przeszedł do historii jako jeden z największych przeciwników króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, nie uczestniczył także w jego elekcji i długi czas planował jego detronizację, żądając od niego – w roku 1772 – abdykacji! Naraził tym samym siebie na utratę godności, a swoją rodzinę na konfiskatę mienia, w tym i Prażmowa. Pomoc Sobieskiego i negocjacje nuncjusza papieskiego, zmusiły Prymasa do ugody z królem, tuż przed jego śmiercią w 1673 roku, bowiem podtrzymanie konfliktu, groziło wojną domową.

Mimo tej wyraźnie negatywnej działalności, Prażmowski był niezwykle zręcznym politykiem i w wielu sprawach pozytywnie przysłużył się Rzeczypospolitej. Miał on poważny udział w rokowaniach pokojowych ze Szwedami w Oliwie, wywierając poważny wpływ na treść traktatu pokojowego, zakończonego w roku 1660, gwarantującego Polsce i Szwecji dotychczasowy stan posiadania. Uczestniczył także w tym czasie w ważnych misjach dyplomatycznych, zakończonych dla Polski pomyślnie. Przedłożył Sejmowi projekty reform, które odrzucone na Sejmie Nadzwyczajnym w roku 1662, przysporzyły mu wielu kłopotów i wrogów.

Do końca królewskiego panowania Jana Kazimierza, był mu wierny.

W całej skomplikowanej i wichrzycielskiej polityce Prażmowskiego, szło oczywiście o władzę i wpływy. Już samo jego wyniesienie na prymasowski stolec, wywołało w kraju wielkie wzburzenie. Królewska decyzja – pomijająca wielu zasłużonych duchownych – nacechowana była osobistą sympatią do Prażmowskiego, nie mającą żadnego odniesienia do jego zasług.

Zmarł w Ujazdowie w dniu 15.IV.1673 i spoczął w kolegiacie prymasowskiej w Łowiczu.

Kolejnym z duchownych – po ww. Prażmowskim – a wywodzącym się z Grójeckiego jest mniej znany, ale też wielkiego formatu człowiek.

Marcin Dunin Sulgostowski (1774 – 1842) urodził się we wsi Wał, położonej w parafii Żdżary w danej ziemi rawskiej, dziś administrowanej przez gminę Nowe Miasto n/Pilicą w Grójeckiem, jako syn ziemian Felicjana i Brygidy Szczakowskiej. Do 1786 roku uczył się w szkole podwydziałowej – stanowiącej kompleks szkół pojezuickich – w Rawie Mazowieckiej. Następnie – dzięki pomocy stryja Wacława – podjął naukę w gimnazjum bydgoskim, w którym w roku 1888 uzyskał świadectwo dojrzałości. W latach 1793 – 1797 był studentem Collegium Germanicum w Rzymie. Wyświęcony na subdiakona w dniu 17.XII.1796 roku w Lateranie, święcenia kapłańskie przyjął rok później – 23.IX.1797.

W roku 1798 objął kanonię w Wiślicy, potem przez okres dwóch lat pracował w kancelarii biskupa krakowskiego – Turskiego, a następnie w kancelarii przy biskupie kujawskim – Józefie Rybińskim, jako kanonik włocławski. W latach 1805 – 1810 był proboszczem w Służewie na Kujawach. W roku 1815 został kanclerzem gnieźnieńskim, w roku 1817 radcą szkolnym przy Rejencji Poznańskiej, a w roku 1824 – kanonikiem poznańskim. Prymasem Polski wybrany został w roku 1830, a wyświęcony został w dniu 10.VII.1831 roku przez biskupa pomocniczego Marcina Siemieńskiego.

Współkonsekrowali mu wówczas jedynie kanonicy, bowiem odmówiono wtedy udziału w uroczystości biskupom niemieckim, a biskupi urzędujący w Królestwie Polskim przybyć nie mogli z powodu Powstania Listopadowego.

Rządził w niezwykle trudnej sytuacji, bowiem Polska znalazła się pod zaborami. Władze pruskie uznając Sulgostowskiego za lojalnego wobec króla pruskiego, wyraziły zgodę, aby objął arcybiskupstwa w Poznaniu i Gnieźnie. Ingres miał miejsce w roku jak wyżej – 1830.

            Dowodem owej lojalności było wydanie przez Sulgostowskiego – na polecenie nadprezydenta Edwarda Flottewella – listu pasterskiego potępiającego Powstanie Listopadowe. To jednak przyczyniło się do tego, że wyjednał on od władz pruskich, odstępstwo od ustawy wydanej w roku 1830, a obligującej kierowanie wszelkiej korespondencji do władz w języku niemieckim, zwalniające od tego obowiązku duchownych z niedostateczną znajomością języka niemieckiego.

            W roku 1837 wszczął Sulgostowski spór z władzami pruskimi. Szło o tzw. małżeństwa mieszane pomiędzy katolikami i ewangelikami. Prymas obstawał przy treści bulli papieża Benedykta XV, zabraniającego małżeństw z protestantami. Tym samym wszedł w konflikt z władzami, bowiem było to sprzeczne z prawem pruskim.

            W dniu 25.IV.1839 odsądzono go z godności Prymasa i skazano na pół roku więzienia, osadzając w twierdzy kołobrzeskiej. Konflikt ten spowodował wśród polskiej większości zamieszkującej Wielkie Księstwo Poznańskie, nastroje antyniemieckie. Łagodząc tę sytuację, nowy król pruski Fryderyk Wilhelm IV w dniu 29.VII.1840 roku uwolnił Prymasa.

            Po odzyskaniu wolności, złożył królowi przysięgę wierności, ale – pamiętając o przebytych urazach – do końca życia nie dopuszczał do kapituły duchownych niemieckich.

            Prymas Marcin Dunin Sulgostwski, był także autorem znanej książeczki do nabożeństwa, zwanej od jego nazwiska: Duninem. Opublikowano ją w roku 1842.

            Zmarł w dniu 26.XII.1842 roku w Poznaniu, gdzie spoczął w katedrze. Serce zaś – zgodnie z jego wolą – złożono w archikatedrze gnieźnieńskiej.

            Trzej wielcy duchowni z Grójeckiego. Każdego z nich dzieli epoka, polityka i uprawnienia. Także …możliwości. Skarga był reprezentantem epoki pewnej siermiężności, związanej walką z reformacją. Prażmowski jest dzieckiem wyluzowanego baroku, a Dunin Sulgostowski poddanym zaborczego monarchy. Dzieli ich przepaść czasu, potrzeb i możliwości, łączy zaś…światopogląd. Choć Skardze i Dunin Sulgostowskiemu można przypisać konsekwencję w działaniu na rzecz wyznawanej religii, to Prymas Prażmowski, o to najmniej dbał.

            W niczym to jednak obydwu Prymasom, nie przeszkadzało funkcji pełnić. Każdy z nich osiadł w wyznaczonej mu przez los epoce dość silnie i siła ta też w historii ich posadowiła.

            Przedstawiłem tu trzy osoby działające w imieniu jednego światopoglądu, będące w jakimś sensie bojownikami sprawy. Czy walka ta przyniosła spodziewane przez nich efekty? Czy wiele się zmieniło w Rzeczypospolitej na przestrzeni tych około pięciuset lat w zakresie pojmowania religii i tolerancji?

            Jakakolwiek odpowiedź nie ma tu sensu, bowiem…walka toczy się nadal. Przedstawiłem te osoby dlatego, że…warto było i to im się należało. Także dlatego, że wywodzą się z regionu i po to, aby o nich nie zapomniano.