Niezbadane są wyroki Boskie…

Niezbadane są wyroki Boskie…”. Ano…niezbadane, bo i kto odważyłby się weryfikować niebieskie werdykty? Z uwagi jednak na to, że…„ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła”, to dzięki tej pozornej niezborności, na jaw wychodzą przeróżne, wydawałoby się nierozwiązywalne zagadnienia.

         Lawirując więc między tymi skrajnościami, doszukać się można spraw arcyciekawych, a które to w wielu przypadkach, w niwecz obracają wszelkie dotychczasowe ustalenia.

         Może i nie należałoby odnosić się do spraw, które dawno już ad acta odłożone zostały, ale jeśli historia choć na chwilę uchyli rąbka tajemnicy, widać wie dla kogo i po co.

Nie należy więc unikać trudności i lekceważyć możliwości poznania prawdy. Ta bowiem jakakolwiek by nie była, prawdą pozostanie. Prawdą, która w wielu przypadkach ujawni kogoś, kogo niewiedza, przypadek i nieubłagany czas, na wieczne skazały zapomnienie.

Wszystko więc zdarzyć się może. Też w Grójcu…

We wschodniej pierzei parafialnego cmentarza grzebalnego przy ulicy Mszczonowskiej w Grójcu, widnieje tuż przy murze okazały, murowany grobowiec z usytuowanym pośrodku, wybrzuszonym, bazaltowym epitafium z napisem:

Tu spoczywa ś. p. Władysław Barzykowski, bohater Powstania 1863 r.

Adiutant Langiewicza i żona jego, Kamila z Klimaszewskich Barzykowska”.

Ten pozornie zrozumiały napis, jest w swej treści niezwykle ubogi i tym samym wprowadza nieco zamieszania. Poza przecież lakoniczną informacją dotyczącą spoczywających w grobowcu małżonków, niczego nie wyjaśnia, przeciwnie: komplikuje, intryguje i…inspiruje.

         Adiutant Langiewicza… Już sama wzmianka o uczestniku powstańczego zrywu w 1863 roku, wzbudza w przechodniu odruch zainteresowania i szacunku. Bohater…

         Kim był Barzykowski? Co wiązało go z Grójcem i Powstaniem Styczniowym? Choć działania powstańcze nie ominęły tego regionu i wiele krwi wsiąkło w tą ziemię, znacząc ją mogiłami poległych powstańców: płk Kononowicza w Warce, Władysława Grabowskiego pod Gołębiowem, Apolinarego Młochowskiego pod Belskiem, czy wielu bezimiennych pod Tarczynem, to przecież główne sceny tego teatru wojny znajdowały się daleko poza Grójcem.

         Postać samego Langiewicza i jego adiutanta jest wielce kontrowersyjna. Nie dotyczy to jednak Władysława Barzykowskiego, bowiem najbardziej znanym adiutantem dyktatora była przecież kobieta – Anna Henryka Pustowojtówna. Ona to przecież była współtwórcą legendy Langiewicza, czy jednak prawdziwej? To jednak zupełnie inne zagadnienie. Kim więc był ów Barzykowski i dlaczego zaraz bohater?

         „Wychowaliśmy się w tyranii i niewolnictwie. Tyrania jest niczym pierwszy wyuczony język, w którym zawsze myśleć będziemy

         Dla przeciętnego Polaka bohaterem jest ten, kto niepomny możliwości, kwalifikacji i realiów, gotów jest z szablą na czołgi szarżować, albo – jak nie przymierzając filmowy Antoś, z pasją tłukący kuchennym tasakiem lufę czołgu, w jednej z polskich komedii filmowych pt.: „Szczęściarz Antoni”, czy anektujący księżyc – Twardowski.

To wcale śmieszne nie jest – przynajmniej dla nas Polaków – bo my, najwięksi w świecie romantycy, nie cofniemy się przed najbardziej nawet niedorzecznym atakiem, wierząc, że tak można. Byle za sprawę…

Wielu wierzyło…

W niczym nie umniejsza to ich bohaterstwa. Oni walczyli o sprawę i za nią też ginęli. Inna sprawa, że nie mieli świadomości politycznej i nie znali realiów teatru wojny. Nad tym panowali – bądź nie – ich dowódcy. A z jakim skutkiem, to już zupełnie inny temat.

Nie ma w tym nic z ironii, kpiny, albo też lekceważenia. To zaduma nad polskimi losami. Losami wielu, z których wielu też bezimiennych ofiarę krwi na ołtarzu ojczyzny złożyło.

I chwałą im, ale…w wielu przypadkach ofiara ta niepotrzebną była. A jeśli tak, to w wielu sytuacjach jedynie po to, aby kolejne pokolenia Polaków wychować na kolejnych też romantyków…

I choć wydaje się to nieprawdopodobne, bo z militarnego punktu widzenia, jak i zdrowego chłopskiego rozumu, sprawa (jak i ofiara) była – też wiele jej podobnych – z góry przegrana, to przecież nie pozwoliła wrażym nam hordom zapomnieć, że…jesteśmy.

A może o to w tym wszystkim chodziło?

Powstanie Styczniowe 1863 roku, to wielki patriotyczny zryw tych, którzy o wolnej i niepodległej Polsce marzyli. Zryw nie mający sobie równych, ale też nie przygotowany logistycznie, militarnie i klasowo. Za to okupiony niewyobrażalnymi stratami, syberyjskimi losami Polaków, europejską emigracją i…martyrologią pokoleń. Wielką traumą, która tkwiąc w naszej podświadomości, steruje jednak mentalnością.

Aby nie wdawać się w zbędną polemikę, jedno jest pewne. Przez lata tkwimy w czyjejś niewoli: zaborczej, politycznej, pracowniczej, rodzicielskiej i od dziecka kształtujemy osobowość rewolucjonisty, sabotażysty i…malkontenta.

Jest to efekt stałego uświęcania faktów przegranych, pławienia się w swoim nieszczęściu tak, jakby to inni gwarantować nam to szczęście musieli.

Nic z tego…

Dlatego też m.in. kultywujemy pamięć tych, którzy wyrwać nas z tego zaklętego koła chcieli. To jednak czy nasze narodowe powstania potrzebne były, nie jest tematem tu wiodącym. O tym może przy innej okazji. Teraz istotnym jest to, że skrywana od około stu lat tajemnica Barzykowskiego, powoli ujawnia jego przeszłość i…bliższym go czyni.

Kim więc był ten Barzykowski?

Barzykowscy tej linii, to polski ród szlachecki, przynależny do herbu Sulima, a wywodzący się z dawnego województwa bełskiego. Różne linie Barzykowskich osiadały w wielu regionach rozległej niegdyś Rzeczypospolitej, także w lubelskim.

Józef Konstanty Barzykowski – urodzony 25.02.1814 w Lublinie – był synem Kazimierza (rachmistrza, właściciela kamienicy nad rzeką Czechówka i Anny Gierachowskiej (†1857 Suchedniów). Podjął naukę w warszawskim gimnazjum, którą przerwał wybuch Powstania Listopadowego w roku 1831.  Być może w nim uczestniczył, ale tuż po upadku powstania, powrócił do Lublina, gdzie w 1835 roku ukończył gimnazjum.  W roku 1837 wyjechał do Suchedniowa w kieleckim, gdzie mieszkali już jego rodzice. Zamieszkał tam i podjął zatrudnienie w dyrekcji Zakładów Górniczych Okręgu Wschodniego, na stanowisku podrachmistrza, szybko awansując na stanowisko rachmistrza, czyli wyższego urzędnika górniczego. W dniu 19.05.1839 roku we Wzdole, zawarł związek małżeński z Józefą Scholastyką Dawidowicz (†1894 Suchedniów), córką Jana – majstra fryszerki w Jędrowie, z którego to związku pochodziło potomstwo: Lucyna Maria *1842 Suchedniów †1843, Władysław Józef Kalasanty *1843 Suchedniów – 1907 Grójec, Ludomir Emilian *1845 Suchedniów †1867 Krasnoufimsk, Stanisław Rajmund *1847 Suchedniów – 1905 Lwów, Konstantyn Józef *1850, Elżbieta Adelajda – *1852 – zamężna Kosińska, Konrada Józefa Lucyna *1855 Suchedniów †1888 – zamężna Dobrzyńska i Ignacy Jan Nepomucen *1859 Suchedniów.

W roku 1864 zaborcy – za działalność antyrosyjską – zesłali Józefa Konstantego do Tobolska na Syberii, gdzie dotarł wraz z żoną, aczkolwiek czas jakiś przebywał w Czelabińsku. Ciężko chory w wyniku odmrożeń, wrócił do kraju na mocy amnestii w 1868 roku, jako autor pamiętników pt.: „Dziennik pobytu mego w Czelabie”. Z uwagi na stan zdrowia, żona umieściła go w Lazarecie Górniczym w Wąchocku, gdzie też zmarł w dniu 18.04.1869 roku i został pochowany, bowiem władze zaborcze nie wyraziły zgody na jego pochówek w Suchedniowie.

W Powstaniu Styczniowym 1863 roku uczestniczyli jego trzej synowie: Władysław Józef Kalasanty, Ludomir Emilian i Stanisław Rajmund. Wszyscy trzej zostali aresztowani i skazani na zesłanie.

Władysław – ten pochowany w Grójcu – urodził się w dniu 19.04.1843 roku w Suchedniowie. Po ukończeniu gimnazjum w Kielcach, podjął studia na Wydziale Budownictwa w Szkole Sztuk Pięknych w Warszawie.

W styczniu 1963 roku wybuchło ogólnonarodowe powstanie, w którego struktury włączył się natychmiast Władysław, podejmując funkcję łącznika między organizacją suchedniowską – prowadzoną przez mjr Ignacego, Józefa i Jana –  braci Dawidowiczów, a Komitetem Centralnym w Warszawie.

Uczestniczył w kilku potyczkach, m. in. w ataku na Bodzentyn w nocy z 22 na 23.01.1863. Przydzielony do batalionu dowodzonego przez Bernarda Klimaszewskiego, awansował do stopnia porucznika i niebawem – wg zapisów na Św. Krzyżu – wzmiankowany był jako adiutant generała Mariana Langiewicza, z którym przeszedł szlak bojowy aż do Chrobrza, gdzie w dniu 17 marca został ranny. Przewieziony do Suchedniowa, w ukryciu przebył okres rekonwalescencji i powrócił do Powstania.

Przydzielony do oddziału Władysława Sokołowskiego – „Iskry”, pełnił funkcję jego adiutanta, ale kiedy wyrokiem sądu powstańczego Sokołowski został stracony, Władysława zwolniono z oddziału. Ukrył się u Klimaszewskich w Warszawie, ale już w roku 1863 w Wąchocku – zawarł związek małżeński z Kamillą Klimaszewską córką Kazimierza i Anny, z którego to małżeństwa w dniu 22.08.1865 roku w Berezowie w parafii suchedniowskiej, urodziła się Cecylia Kamilla Antonina, zamężna za Janem Kazimierzem Szymanowskim – rządcą w majątku Lesznowola pod Grójcem.

Niebawem Władysław został aresztowany i jeszcze w 1866 roku zesłany do Tobolska, gdzie dotarł wraz z żoną i córką Cecylią. Dzięki zdobytemu wcześniej wykształceniu, zaprojektował tam prawdopodobnie cerkiew. Na Syberii urodziły się jego kolejne dzieci: Barbara Anna *1869 i Władysław *1871. Dzięki jego umiejętnościom i wykonanymi w Rosji projektami, pobyt na zesłaniu nie był trudny, a ukaz carski o amnestii, zezwolił w 1870 roku na powrót do kraju, ale bez możliwości zamieszkania w Suchedniowie.

Władysław osiedlił się na jakiś w Czechach, niedaleko Morawskiej Ostrawy – co nie jest dokładnie udokumentowane – ale do kraju powrócił około 1872 roku, z nakazem osiedlenia się w odległości co najmniej 100 km od Suchedniowa. Wówczas to w Berezowie koło Suchedniowa w 1873 roku urodził mu się syn Franciszek Mieczysław Eugeniusz.

Osiadł wraz z rodziną w Grójcu, podejmując pracę w Urzędzie Powiatowym na stanowisku inspektora budownictwa. W dniu 27.09.1877 roku zmarł jego syn Ludomir urodzony około 1875 roku. Niestety nie ustalono miejsca jego urodzenia. Żona Kamila zmarła 23.01.1881 roku w Grójcu, a Władysław w dniu 13.08.1907 roku też w tym mieście i spoczął obok żony w grobie rodzinnym na miejscowym cmentarzu parafialnym.

Brat jego – Ludomir Emilian (10.09.1845 Suchedniów – 1867 Krasnoufimsk), był w czasie wybuchu Powstania uczniem kieleckiego gimnazjum. Wraz z braćmi Władysławem i Stanisławem uczestniczył w ataku na Bodzentyn. W Wąchocku przydzielono go do batalionu Ignacego Dawidowicza, na etat dowódcy kosynierów. Szlakiem bojowym z oddziałami powstańczymi generała Langiewicza, drogą okrężną przez Św. Krzyż i Staszów dotarł do Małogoszcza, gdzie w bitwie stoczonej w dniu 24.02.1863 roku został ranny i wzięty do niewoli. Sądzony w Kielcach, został na mocy wyroku sądowego skazany i zesłany do Krasnoufimska na Uralu, gdzie około 1867 roku zmarł na tyfus. Pochowano go wraz z innymi a uległymi epidemii zesłańcami, w tzw. Kurhanie Krasnofimskim.

Niezwykle też interesującymi są losy trzeciego z braci Barzykowskich – Stanisława Rajmunda *31.08.1847 w Suchedniowie. W wieku zaledwie 15 lat przerwał naukę w kieleckim gimnazjum i zaciągnął się wraz z braćmi do oddziału powstańczego. Początkowo – z uwagi na wiek – nie pozwolono mu na udział w walkach, ale po pacyfikacji Suchedniowa, dołączył w Wąchocku do oddziału Dionizego Czachowskiego. Uczestniczył w walkach pod Wąchockiem, Św. Krzyżem, Staszowem, Małogoszczem, Skałą, Pieskową Skałą, Chrobrzem i Grochowiskami. Ranny w dniu 17.04.1863 roku w bitwie pod Grabowcem, zdołał wydostać się z pola bitwy i dotarł do Krakowa. Leczony tam w szpitalu pod policyjnym nadzorem, zdołał zbiec z lecznicy w kobiecym przebraniu i dotrzeć do oddziału powstańczego dowodzonego przez pułkownika Jana Rudowskiego – naczelnika wojennego powiatu opoczyńskiego i radomskiego. W czasie jednej z potyczek – pod Bzinem – dostał się do niewoli. Miał wówczas zaledwie 15 lat!

Dzięki wstawiennictwu matki u samego generała Ksawerego Onufrego Czingeri (1816 – 1880) – wyrok w sądzie kieleckim, zamieniono na 15 – letnie zesłanie do Jenisiejska.  Od dnia 16.04.1866 roku przebywał w okręgu kańskim, a od kwietnia 1868 roku w Tobolsku.

Na mocy amnestii z 1867 roku karę tę złagodzono, na pozostanie w zesłaniu do 21 roku życia, po osiągnięciu którego, miał stawić się do poboru w wojsku rosyjskim. W roku 1868 dotarł do Suchedniowa, skąd rodzina w konspiracji przemyciła go w 1870 roku do Galicji, po to by uniknął branki do wojska. W 1972 roku podjął zatrudnienie w przemyśle naftowym, rozpoczynając je w Ropicy Ruskiej koło Dukli, gdzie pomagali mu się urządzić, przebywający tam Dawidowiczowie, w których to rodzinie około 1885 roku, zawarł związek małżeński z Marią Dawidowicz. Został przedsiębiorcą naftowym, prowadził działalność gospodarczą w okolicach Gorlic, następnie w Bitkowie i Borysławiu, gdzie był właścicielem kopalni. Był też wielkim autorytetem zawodowym i wielce szanowanym mieszkańcem Borysławia, w którym przez kilka kadencji pełnił funkcję wójta.

Zmarł w dniu 5.06.1905 roku we Lwowie. Pochowano go w kwaterze powstańców 1963 roku na Cmentarzu Łyczakowskim.

Barzykowscy…rodzina jakich wiele, a jednak jakże inna. Poświęcili swoje życie bez reszty służbie dla ojczyzny, bez względu na konsekwencje i z narażeniem życia. Taki był czas i tacy byli ludzie. Ich poświęcenie dla sprawy nie miało nic z komercji. Było czystą dla ojczyzny ofiarą…

Wyjaśnienie tajemnicy pochówku Władysława Barzykowskiego, nie zamyka tajemnic związanych z tą rodziną. O ile już wiadomo, kim był Władysław i jego rodzina, to nic nie wiadomo o Klimaszewskich – rodzinie jego żony.

Władysław poznał żonę w Warszawie, oboje zmarli w Grójcu, ale jaki związek z nimi miała rodzina Klimaszewskich, zamieszkała w Grójcu jeszcze w II połowie XX wieku?

Pytaniem pozostaje, gdzie urodził się i gdzie pochowany jest ich syn Ludomir? Gdzie, na jakiej ulicy mieszkali w Grójcu i kto wystawił im nagrobek?

Władysław Barzykowski spędził w Grójcu 30 lat, był nietuzinkowym mieszkańcem tego miasta. O ile jednak w Grójcu pamiętają nieco postać notariusza Władysława Kamińskiego – też uczestnika Powstania 1863 roku – to jakoś Barzykowskiego przez lata nie dostrzeżono, aczkolwiek na jego epitafium grobowym widnieje napis:„…Bohater Powstania 1863 r. Adiutant Langiewicza…

Milczenie to jest dość wymowne. Kto wie, może warto i te tajemnice nieco uchylić? Tym bardziej, że w regionie znalazłoby się ich więcej. Też związanych z Powstaniem 1863 roku…